sobota, 27 października 2012

Meandry kulturowe.

Obyś była matką tysiąca synów. Życzą sobie kobiety w dniu ślubu. Chłopiec gdy dorośnie, pomoże wyżywić rodzinę, a później zaopiekuje się starymi rodzicami. Zjawia się w domu jak młody bóg, rozpieszczany i hołubiony, może liczyć na pierwszeństwo we wszystkim, dłuższy sen, lżejsze obowiązki, szkołę.
O dziewczynkach mówi się, że są jak rośliny, które zakwitną w cudzym ogrodzie. Ich wychowanie to bezzwrotna inwestycja. Bo za mąż pójście to zerwanie więzów z własną rodziną i odejście do domu męża. To przeniesienie jest sprawą konieczną, bo honorowe, ale także niezwykle kosztowne. Rodzice panny młodej muszą przygotować posag, co zwykle dla nich oznacza zadłużenie na lata. Jeśli mają kilka córek muszą wydać je za mąż jak najprędzej.
Młodsza dziewczyna kosztuje mniej. Dlatego aranżuje się małżeństwa kilkuletnich dzieci. A nawet noworodków.
Instytucja posagu uległa w XX w. przerażającej deformacji. Sam pomysł był szlachetny. Zabespieczyć los młodej dziewczyny, kilka bransoletek, kilka kolczyków i naszyjnik, miały jej zapewnić odrobinę godności i niezależność w surowym i obcym świecie przyszłych krewnych. Początkowo posag miał wymiar symboliczny. Z czasem stał się przekleństwem o zabójczych konsekwencjach. Jego żniwo to miliony kobiecych istnień. Córka zagraża przetrwaniu rodziny, więc wielu rodziców woli się jej zawsczasu pozbyć. W Indyjskiej populacji jest wielka dziura, brakuje milionów dziewczynek. Znikają codziennie, w tajemnicy, hipokryzji i kłamstwie. Na wsiach są różne sposoby. Podaje się im trujący miąż oleandrów. Koktajl z pestycydów, opium, albo surowy ryż, który uszkadza delikatne narządy. Dziewczynki są duszone, zakopywane żywcem, wrzucane do studni, , a czasem po prostu zostawione samym sobie, by umarły z głodu. Na te zabójstwa spada zasłona milczenia. Nawet w małych wioskach, gdzie ciąży nieda się ukryć sąsiedzi nie zadają pytań, a policja nie interweniuje. Matki zabijają bo nie mają za co wykarmić i wydać za mąż kolejnej córki. Lub ze strachu, że jeśli nie urodzą syna, mąż je porzuci i poszuka innej kobiety. Ale bywa i tak, że gdy ojciec zabija dziecko, kilku krewnych trzyma krzyczącą z rozpaczy matkę. Kobiety znajdują swe martwe córki i w lodowatym spojrzeniu teściowych widzą ostrzeżenie. Jaka kolwiek próba protestu czy walki może i dla nich skończyć się tragicznie. Na wsiach do zabójstw doprowadza makabryczna plątanina tradycji, bezradności, ubóstwa, i braku edukacji.
W miastach środki są bardziej wyrafinowane, ale bezwzględność ta sama. Technologia, zaawansowana medycyna, wykształcenie i grube portfele rodziców, zamiast gwarantować dziewczynkom bespieczeństwo, potęgują zagrożenie. Pozwalają eliminować kobiety ze społeczeństwa przez selektywne aborcje. Hindusi przekupują lekarzy, by jak najwcześniej poznać płeć płodu. Jeśli to niechciana dziewczynka, usunąć ciążę. Skala zjawiska jest tak duża, że prawo przeprowadzania badań ultra sonograficznych zostało restrykcyjnie ograniczone. A lekarze nie mogą ujawniać płci płodu. Nie mogą, ale robią, przy okazji podając telefon do prywatnego gabinetu, gdzie oferują aborcje.
Wielu z tych ginekologów to kobiety, na zabieg najczęściej decydują się rodziny z lepszych dzielnic wielkich miast. Te, których główną troską jest prestiż. W świecie bogaczy o losie dziewczynek nie decyduje widmo zapaści, ale głęboko zakorzenione przekonanie, że są mniej wartościowymi ludźmi. W klasie średniej, gdzie rywalizacja jest ostrzejsza a konwenanse silniejsze niż na wsiach, częściej dochodzi również do zabójstw z powodu posagu. To tzw. dauridetz, ta szczczególna kategoria śmierci, podobnie jak zabójstwa żeńskiego noworodka i aborcja żeńskiego płodu, ma własną terminologię i miejsce w kodeksie karnym. Została opatrzona osobnym paragrafem kary a nawet osobnym trybem prowadzenia w śledztwie. Jest wytworem Indyjskiego społeczeństwa, przekazywanym z pokolenia na pokolenie, jak krwawe dziedzictwo ofiary, żądzy posagu. To często żywe pochodnie konające na oczach bliskich młode kobiety oblane naftą i podpalane. Miotające się w zamkniętych domach, albo na podwórkach.
Kiedy przyjdzie policja, krewni zgłaszają wypadek w kuchni. To wiarygodna formuła. W Indiach ciągle gotuje się na palnikach naftowych, buchających kapryśnym i trudnych do kontrolowania ogniem. Sąsiedzi, choć ich domy dzielą od miejsca zbrodni nawet metr lub dwa, zapewniają, że nie słyszeli krzyku. Są zaszokowani, tak jak wracające właśnie z targu teściowa i mąż, który podobno cały dzień był w pracy. Standardowe śledztwo potwierdzi, że to był nieszczęśliwy wypadek i zostanie szybko zamknięte.
Chyba, że dociekliwy policjant podczas brutalnego przesłuchania ustali, że podpalona kobieta i jej rodzice byli miesiącami szantarzowani o pieniądze. Gotówka i biżuteria, którą przekazali
mężowi w dniu ślubu, nie wystarczyły. Pojawiły się nowe żądania. Telewizor, skuter, kamera wideo, samochód, lodówka. Kobieta za każdym razem gdy wysyłali ją do domu, miała na ciele siniaki, ślady rażenia prądem, duszenia. Presja rosła. Ojciec i matka zastawili wszystko co mogli. A kiedy rodzina męża uznała, że więcej nie dostanie, zabiła. Decyzja i wykonanie są zbiorowe, tak samo jak kłamstwa tuszujące zbrodnie. Zbiorowe nie tylko dlatego,że wykonane przez całą rodzinę w jej wspólnym interesie. Przyzwolenie na zabójstwo jest wszechobecne i rodzi się w chwili kiedy dziewczynka przychodzi na świat. Czai się w milczącej obojętności sąsiadek, w nieczułych spojrzeniach policjantów, których żony także wniosły posagi. W opieszałości sędziów wydających wyrok na swoje córki i córki ich córek. Daurydetz to zbrodnia uniwersalna i popularna. Zdarza się w szanowanych domach gdzie nie gości bieda. Giną żony prawników, urzędników, inżynierów i lekarzy, zabija je kulturowa nienawiść i chciwość. Mord nie jest wyprowadzony poza obszar życia codziennego. Dokonuje się w samym sercu, pozostawiając ziejącą ranę. Różne są tylko narzędzia zbrodni i scenariusze pozorowania wypadków w płomieniach, zmienia się czasem w aranżowane samobójstwo przez powieszenie, otrucie, ale motywy i poprzedzające zbrodnie tortury są takie same. O tragicznych zgona młodych żon indyjskie gazety piszą niemal codziennie. Notki są krótkie i mdłe regularnie zlewają się z opowieściami o kraju w którym bycie kobietą jest śmiertelnie niebespieczne. Płonące w domach kobiety są przedłużeniem satti. Rytuału palenia wdów na stosach pogrzebowych mężów. Zakazanego w XIX w. Wdowa, która spłonie wraz ze zwłokami męża zostanie (zwyczaj wciąż jest praktykowany, choć oficjalnie przypadki satti rejestruje się niezwykle rzadko) wyniesiona do godności świętej. Będzie uosobieniem cnotliwości i prawdy. Wypełni ideał małżeńskiego oddania niczym Sitta. Bohaterka Ramajamy, która rzuciła się w płomienie, by udowodnić bogom i swojemu mężowi Ramie, że pozostała nieskalana, choć długo przebywała w mocy demona Rwany. Bóg ognia Agni dostrzegł niewinność Siti i wyniósł ją z płomieni.
Umierające na stosach kobiety gdy stają się satti dostępują chwały. Są wielbione w budowanych na ich cześć świątyniach. Zapewniają  rodzinie status i szacunek. Najznakomitsze rody Raczputów z Radżestanu, szczycą się, że mają je pośród przodków. Gloryfikujący śmierć rytuał dokonuje się na oczach świadków. Kobiety nie zawsze wchodzą na stos dobrowolnie. Są zmuszane, odurzane narkotykami. Sati poza aspektem duchowym ma też prozaiczny wymiar. Pozbycie się wdowy pozostawia majątek w rękach rodziny męża i uwalnia krewnych od obowiązku utrzymywania samotnej kobiety, obcowania z jej nieczystą postacią.
W ostatniej chwili przed podpaleniem stosu krewni zachowują zimną krew. Pamiętają by zdjąć biżuterię z jej nóg i rąk. Dla wielu wdów spalenie satti to nic tylko droga do świętości, lecz także ucieczka przed okrótnym losem, gdyż wraz ze śmiercią męża unicestwieniu ulega sens życia kobiety. Jej prawo do istnienia od narodzin wiąże się z mężczyzną. Najpierw opiekunami są ojciec i brat źniej mąż, wreszcie najstarszy syn. Pozbawione męskiego pierwiastka stają się balastem, wyschniętą rośliną. Nie wyjdzie ponownie za mąż i nie wyda już z siebie życia. Na nic się nie przyda. Wraz z mężem traci tarczę osłaniającą ją przed brutalnością rodziny. W wiejskich społecznościach wdowieństwo to śmierć za życia. Rygorystyczna asceza, bezlitosna redukcja istnienia, smutna wegetacja wśród zakazów. Po śmierci męża wdowa wyrzeka się ozdób. Przede wszystkim tej najbardziej cenionej włosów. Goli głowę i zdejmuje biżuterię. Odtąd będzie nosić wyłącznie proste białe sari, zapomni o radościach i rozrywkach, o słodyczach i przyprawach. Będzie jeść mdłe i skromne potrawy. Nie siądzie do posiłku z krewnymi, nie będzie uczestniczyć w przyjęciach towarzyskich. Oddali się od życia, zjednoczy w śmierci z mężem i skupi na tym by nie splamić honoru rodziny. Zdarza się, że wdowy są głodzone, zmuszane do spania na podłodze, żebrania, wreszcie wypędzane z domu. Jedynym ratunkiem przed tak straszliwym losem jest troskliwy syn. On zapewni kobiecie poważanie, dlatego jego więź z matką jest silna. Narastająca latami wdzięczność, staje się polisą. Rodząc córkę, kobieta myśli o dniu, kiedy się z nią rozstanie. Wydając na świat syna zapewnia sobie, godne życie i śmierć.
 "Lalki w ogniu" Paulina Wilk   
 

piątek, 19 października 2012

Podsłuchane.

Na przystanku siedzą dwie starsze panie i opowiadają o swoich chorobach, dolegliwościach o lekarzach, który dobrze leczy a do którego nie warto chodzić...  W końcu zamilkły.
-I popatrz jak to się dziwnie układa, odzywa się wreszcie jedna z nich. Kiedyś opowiadałyśmy o chłopakach, miłości, o kolejnych partnerach. Dzisiaj, chłopaki nasze nie żyją, o seksie nie wypada, zostały nam tylko choroby.

sobota, 6 października 2012

Słabe mocne punkty.


-Mój przełożony, często do mnie przychodzi, wypytuje o różne przemyślenia z mojej dziedziny pracy. I nie było by w tym nic nadzwyczajnego, ponieważ niedawno objął to stanowisko, ale jak się ostatnio dowiedziałem,  przekazuje je wyżej jako swoje przemyślenia. Mało, dochodzi nawet do tego, że potrafi wyjść z posiedzenia, zadzwonić do mnie, dopytać się, wrócić i podeprzeć się tą wiedzą w dalszej debacie.

-I co masz zamiar z tym zrobić?

-Poważnie zastanawiam się czy go nie "wpuścić w kanał".

-Tylko musisz wiedzieć, że w ten sposób robisz sobie wroga z przełożonego.

-Więc co radzisz?

-Może spróbuj go lepiej poznać. To co już mu powiedziałeś potraktuj jako promocję, a ostrożniej podawać mu dalsze wiadomości. Wypytać o jego wiedzę, poznać przyzwyczajenia, cechy charakteru. Może będzie miał ci coś do zaoferowania w zamian.

-Jak sobie to wyobrażasz?

-Ja go nie znam, więc ci nie powiem. Tu sam musisz pomyśleć. Mogę jedynie rzucić kilka przykładów:

Pewien Amerykanin zatrudnił do swojego sztabu wyborczego jako doradcę młodego chłopaka, który miał znakomitą pamięć (to znaczy kojarzył twarze z sytuacjami jakie) i kiedy jeździł po kraju spotykał się z wyborcami ten młodzian był zawsze przy nim. Na początku tylko słuchał, potem jednak gdy dochodziło do ponownych spotkań stał przy przyszłym prezydencie i szybko mówił o czym poprzednio rozmawiali. Wyobrażasz sobie zdziwienie rozmówcy, który spotkał się z tobą np. 3 lata wcześniej i zapytasz go o rodzinę wymieniając wszystkich z imienia, czy kwiaty w ogrodzie, o których mu poprzednio opowiadał?

-Znasz może bardziej przyziemne przykłady?

-Kiedyś miałem znajomego, który koniecznie chciał zostać moim kolegą. Dziwiło mnie to, bo miał wielu znajomych, a że coraz częściej rozmawialiśmy, zacząłem mu opowiadać za co kogo lubię, co mi się u nich podoba. Na początku przyjmował to normalnie, jednak kiedy nasze rozmowy stawały się intensywniejsze odniosłem wrażenie, że to moje chwalenie innych wzbudza w nim jakąś dziwną niecierpliwość. Zaczął mi opowiadać co kto o mnie mówi, jakie ma wady, co chwalona osoba złego wyrządziła innym.

Muszę przyznać, że po wstawieniu pewnych korekt, ta wiedza nie raz mi pomogła.

- Dosyć kontrowersyjne podejście, delikatnie rzecz ujmując, że nie wspomnę o informatorze.

-To może inne. Moje dziecię, które kiedyś przychodząc do domu powiedziało, że nie idzie do szkoły, bo nauczycielka uwzięła się na całą klasę. Znając dziecię wiedziałem, że jest problem.

Nim podejmiesz ostateczną decyzję, powiedziałem niemal w akcie rozpaczy, przyglądnij się jej, dowiedz się co ją interesuje, jakie ma problemy, może da się nakłonić ją by o nich opowiedziała.  

Po trzech dniach córka powiedziała, że jest dobrze. Po pół roku usłyszałem, że moja rada była dobra. Okazało się, że nauczycielka miała poważne problemy w domu. 

Zasłyszane w autobusie:-) 




środa, 12 września 2012

W poszukiwaniu naszości.

"Zauważono ostatnio, że gdyby ostatnie 50 tyś. lat istnienia człowieka podzielić na odcinki życia wynoszące każdy na ok 62 lat, to okazało by się, że mieliśmy już 800 takich odcinków. Z tych 800 pełne 650 przeżyliśmy w jaskiniach.
Zaledwie w ostatnich 70 odcinkach udało się nawiązać faktyczną łączność pomiędzy jednym a drugim okresem życia. To stało się możliwe dzięki pismu.
Zaledwie w ostatnich 6-ciu odcinkach po raz pierwszy udostępniono człowiekowi słowo drukowane w skali masowej.
Zaledwie w ostatnich 4-ech możliwe stało się odmierzenie czasu z jako taką dokładnością.
Zaledwie w ostatnich dwóch ktoś poraz pierwszy posłużył się silnikiem elektrycznym.
Przeważającą większość dóbr materialnych, którymi posługujemy się na co dzień została wytworzona w ciągu ostatniego 800-tnego odcinka życia. Ten 800-tny okres ludzkiego istnienia stanowi gwałtowne zerwanie z całym doświadczeniem przeszłości. Dzieje się tak dlatego, że stosunek do zasobów  człowieka jakimi dysponuje przybrał kierunek odwrotny.
Jest to najbardziej widoczne w dziedzinie rozwoju gospodarczego. W ciągu jednego tylko tylko rozwoju istnienia, rolnictwo, które było podstawą cywilizacji, traci swe dominujące znaczenie, w coraz to innym kraju. Już dzisiaj w przodujących gospodarczo krajach, rolnictwo zatrudnia mniej niż 15%  ludności czynnej zawodowo, w USA 6% i kurczy się gwałtownie.
Gdyby uznać, że rolnictwo to pierwszy stopień rozwoju gospodarczego, a przemysł drugi, to dzisiaj weszliśmy w trzeci okres, w który weszliśmy nagle i niepostrzeżenie.
Od roku 1956 USA stały się pierwszym wielkim mocarstwem, w którym około 50% siły roboczej spoza rolnictwa, przeszły z kategorii pracowników fizycznych "niebieskie kołnierzyki" do kategorii pracowników umysłowych "białe kołnierzyki"
Tak narodził się sektor gospodarki usługowej.

Najbardziej dominującą cechą współczesnych, rozwiniętych systemów gospodarczych jest to, że w stosunkowo niedługim czasie będą one zdolne wyznaczać rodzaj i zakres swych zasobów materialnych.
Zasoby nie ograniczają już decyzji.
To właśnie decyzje tworzą zasoby.
Jest to najbardziej fundamentalna i rewolucyjna zmiana dla człowieka w ogóle. Ten gigantyczny zwrot dokonał się w ciągu 800-tnego okresu ludzkiego istnienia."
U Thant 

Fragmenty z  książki "Szok przyszłości" Alvin Toffler.

Kiedy 77-mio letniego krawca zapytano dlaczego przychodzi na spotkania ludzi omawiających technologie przyszłości, odpowiedział,- ponieważ postanowiłem, że umrę jako człowiek wykształcony.

niedziela, 27 maja 2012

"Diamentowa karoca" - fragment


"Przyprowadziłem cię tu żebyś widział jak umyka ciemność i nadchodzi jasność. A trzeba było przyprowadzić o zmierzchu gdy dzieje się na odwrót.
-Powiedz co lepsze, wschód czy zachód?
-Dziwne pytanie, Fandorin wzruszył ramionami. I to i tam to, naturalnie. Nieuniknione zjawiska przyrody.
-Otóż to. Świat składa się ze światła i ciemności, z dobra i zła. Temu kto trzyma się samego dobra nie jest wolny. Podobnie jeść z wędrowcom, który odważa się podróżować tylko pośród białego dnia lub statku zdolnego żaglować tylko przy pomyślnym wietrze. Prawdziwie silny i wolny jest ten, co nie boi się kroczyć nocą wśród ciemnych zarośli. Ciemne zarośla to świat w całej jego pełni. To dusza ludzka, ze wszystkimi jej przeciwieństwami. Wiesz coś o buddyzmie, wielkiej i małej karocy?
-Tak słyszałem. Mała karoca to kiedy człowiek chce się zbawić dzięki samodoskonaleniu. Wielka karoca to kiedy próbuje zbawić nie tylko siebie ale i cała ludzkość. Albo coś w tym rodzaju.
Tamba powiedział.
-W istocie. Obie te karoce są jedną i tą samą. Obie uznają tylko życie według reguł dobra. Przeznaczone są dla zwykłych słabych ludzi. Dla ludzi połowicznych. Silnemu człowiekowi nie trzeba skrępowania dobrem. Nie musi mrużyć jednego oka by nie ujrzeć przypadkiem czegoś strasznego.
Jest trzecia karoca. Wsiąść do niej dano tylko niewielu wybranym. Nazywa się "diamentowa karoca", bowiem w swojej przejrzystości, podobna jest do diamentu. Mknąć nią oznacza żyć według reguł całego wszechświata, włączając też zło. Znaczy to tyle co żyć całkiem bez reguł i wbrew regułom. Droga diamentowej karocy, to droga ku prawdzie dzięki przestrzeganiu reguł zła. To tajemna nauka dla wtajemniczonych, gotowych na wszelkie ofiary, ażeby odnaleźć siebie. Droga diamentowej karocy, uczy, że wielki świat, czyli świat własnej duszy. Jest nieopisanie mniejszy, niż mały świat, czyli świat ludzkich związków. Zapytaj wyznawcę dowolnej religii, kto jest sprawiedliwy? A usłyszysz, sprawiedliwy to ten, kto składa z siebie ofiarę dla innych ludzi. A w istocie składać z siebie ofiarę dla innych to najgorsza ze zbrodni w oczach Buddy. Człowiek rodzi się i umiera sam na sam z Bogiem. Cała reszta to tylko złudy, stworzona przez siłę wyższą, by poddać człowieka próbie. Jeśli głęboko wmyśleć się w rolę Buddy to okaże się, że cały wszechświat stworzony jest dla mnie jednego. Zwykli ludzie miotają się pomiędzy iluzorycznym światem związków ludzkich, a prawdziwym światem swej duszy. Stale zdradzając drugi, w imię pierwszego. My zaś umiemy odróżnić diament od węgla. Wszystko co ceni zwykła moralność, dla nas jest pustym dźwiękiem. Zabójstwo nie jest grzechem, oszustwo nie jest grzechem, okrucieństwo nie jest grzechem. Jeśli tego trzeba by mknąć diamentową karocą po wyznaczonej drodze. Zbrodnie za które podróżujących w wielkiej i małej karocy strąca się w piekło, dla jadących w karocy diamentowej to zaledwie środki dla poznania natury Buddy.
-Jeśli dla Was diamentowych jeźdźców, związki ludzkie to nic, a oszustwo to nie grzech? Czemuż dotrzymywać słowa tej, której niema już wśród żywych? Przecież u Was wiarołomstwo to cnota.
- Masz słuszność i jej nie masz, bo złamać słowo dane córce, która zginęła, było by czynem rozumnym, który wzniósł by mnie na wyższy stopień wolności. A nie masz jej gdyż Minojri była dla mnie kimś więcej niż córką. Była wtajemniczoną współtowarzyszką w diamentowej karocy, karoca ta jest wąska i ci co w niej jadą muszą przestrzegać reguł, ale tylko we wzajemnych związkach inaczej zaczniemy trącać się łokciami i karoca się wywróci, oto jedyne prawo jakiego przestrzegamy. Jest ono o wiele surowsze od dziesięciorga przykazań jakie nadał Budda zwykłym słabym ludziom. Nasze reguły głoszą, jeśli sąsiad w karocy poprosi cię byś umarł, zrób to. Nawet jeśli poprosił by cię byś wyskoczył z karocy, zrób to, bo nie dojedziesz tam dokąd zmierzasz. Czym że jest wobec tego drobny kaprys Midory? Nie ważne w co wierzysz i w jakiej sprawie poświęciłeś życie. Budzie to wszystko jedno. Ważna jest wierność swej sprawie. Oto w czym istota. Gdy bowiem jesteś wierny sobie i własnej duszy, jesteś wierny i budzie. My służymy za pieniądze klientom i jeśli trzeba bez wahania oddajemy życie, ale nie dla pieniędzy, i tym bardziej nie dla klienta, którym zwykle gardzimy. Jesteśmy wierni wierności i służymy służbie. Wszyscy wokół są ciepli i gorący, tylko my jesteśmy zawsze zimni, lecz nasze lodowe zimno, parzy silniej niż płomień. Pokażę ci wprawdzie podanie o słowach Buddy Wiadome tylko niewielu wtajemniczonym. Pewnego razu najwyższy stanął przed botchisatwami i rzekł im. Zabijając co żywe, doskonaląc się w kłamstwie kłamiąc, pożerając wypróżnienia i zapijając je moczem, wtedy dopiero staniecie się buddą. Oddając się rozpuście z matką siostrą córką i czyniąc tysiące innych nikczemności, spodziewajcie się wywyższenia w królestwie buddy. Cnotliwych botchisatwów zdjęła na te słowa zgroza, zadrżeli i padli na ziemię.
-I słusznie zrobili.
-Nie, nie zrozumieli o czym mówił najwyższy.
-A o czym, że on mówił?
-O tym, że dobra i zła w istocie niema wcale. Pierwsza reguła waszej i naszej religii mówi. "Nie zabijaj tego co żywe" Powiedz mi zabić to dobrze, czy źle?
-Źle.
-A zabić tygrysicę, atakującą dziecko to dobrze czy źle?
-Dobrze.
-Dla kogo dobrze, dla dziecka, czy dla tygrysicy i jej tygrysiąt? O tym właśnie wykładał świętym mężom Budda. Czyżby wyliczone przez niego postępki, które wydały się botchisatwom taką ohydą, nie mogą przy określonym zbiegu okoliczności okazać się przejawem najwyższego dobra, lub ofiarności. Pomyśl, zanim odpowiesz.
-Chyba mogą.
-A jeśli tak. Cóż warte są przykazania, które ograniczają zło? Ktoś musi władać w końcu sztuką zła, by ze strasznego wroga, zmieniło się w kornego niewolnika. Diamentowa karoca, to droga dla ludzi, którzy żyją zabójstwem, złodziejstwem i resztą innych śmiertelnych grzechów, lecz przy tym nie tracą nadziei osiągnięcia Nirwany. Nie może być nas wielu, ale być powinniśmy, i zawsze jesteśmy. Jesteśmy potrzebni światu i Budda o nas pamięta. Jesteśmy jego sługami, nie mniej niż wszyscy inni. Jesteśmy nożem, którym przecina on pępowinę i szponem, którym przecina on wrzód.
-Nie nie zgadzam się z tobą. Wybrałeś drogę zła boś sam tak chciał. Bogu to nie potrzebne.
-Nie obiecywałem, że cię przekonam. Obiecywałem, że ci wyjaśnię. Mówiłem córce. On nie należy do liczby wybranych. Nie osiągniesz wielkiej wiedzy, pozostaniesz przy małej. Zrobię to o co prosiła Midori. Będziesz do mnie przychodził, a ja po troszę nauczę cię wszystkiego co jesteś zdolny przyswoić. Tego starczy byś w świecie ludzi zachodu zasłynął jako silny. Czyś gotów do nauki?
-Małej wiedzy tak, ale waszej wielkiej wiedzy mi nie potrzeba.
- No cóż niech i tak będzie. Na początek zapomnij wszystko czegoś się uczył. W tej liczbie i tego, czego wcześniej uczyłem cię i ja. Do prawdziwej nauki, przystępujemy dopiero teraz. Zaczniemy od wielkiej sztuki KIAJ. Jak się skupiać, i kierować duchową energią KI. Zachowując bezruch swej SIN, którą ludzie zachodni zwą duszą. Patrz mi w oczy i słuchaj. Nic nie czytałeś. Ucz się czytać od nowa. "