Obyś była matką
tysiąca synów. Życzą sobie kobiety w dniu ślubu. Chłopiec gdy
dorośnie, pomoże wyżywić rodzinę, a później zaopiekuje się
starymi rodzicami. Zjawia się w domu jak młody bóg, rozpieszczany
i hołubiony, może liczyć na pierwszeństwo we wszystkim, dłuższy
sen, lżejsze obowiązki, szkołę.
O dziewczynkach mówi się,
że są jak rośliny, które zakwitną w cudzym ogrodzie. Ich
wychowanie to bezzwrotna inwestycja. Bo za mąż pójście to
zerwanie więzów z własną rodziną i odejście do domu męża. To
przeniesienie jest sprawą konieczną, bo honorowe, ale także
niezwykle kosztowne. Rodzice panny młodej muszą przygotować posag,
co zwykle dla nich oznacza zadłużenie na lata. Jeśli mają kilka
córek muszą wydać je za mąż jak najprędzej.
Młodsza dziewczyna
kosztuje mniej. Dlatego aranżuje się małżeństwa kilkuletnich
dzieci. A nawet noworodków.
Instytucja posagu uległa
w XX w. przerażającej deformacji. Sam pomysł był szlachetny.
Zabespieczyć los młodej dziewczyny, kilka bransoletek, kilka
kolczyków i naszyjnik, miały jej zapewnić odrobinę godności i
niezależność w surowym i obcym świecie przyszłych krewnych.
Początkowo posag miał wymiar symboliczny. Z czasem stał się
przekleństwem o zabójczych konsekwencjach. Jego żniwo to miliony
kobiecych istnień. Córka zagraża przetrwaniu rodziny, więc wielu
rodziców woli się jej zawsczasu pozbyć. W Indyjskiej populacji
jest wielka dziura, brakuje milionów dziewczynek. Znikają
codziennie, w tajemnicy, hipokryzji i kłamstwie. Na wsiach są różne
sposoby. Podaje się im trujący miąż oleandrów. Koktajl z
pestycydów, opium, albo surowy ryż, który uszkadza delikatne
narządy. Dziewczynki są duszone, zakopywane żywcem, wrzucane do
studni, , a czasem po prostu zostawione samym sobie, by umarły z
głodu. Na te zabójstwa spada zasłona milczenia. Nawet w małych
wioskach, gdzie ciąży nieda się ukryć sąsiedzi nie zadają
pytań, a policja nie interweniuje. Matki zabijają bo nie mają za
co wykarmić i wydać za mąż kolejnej córki. Lub ze strachu, że
jeśli nie urodzą syna, mąż je porzuci i poszuka innej kobiety.
Ale bywa i tak, że gdy ojciec zabija dziecko, kilku krewnych trzyma
krzyczącą z rozpaczy matkę. Kobiety znajdują swe martwe córki i
w lodowatym spojrzeniu teściowych widzą ostrzeżenie. Jaka kolwiek
próba protestu czy walki może i dla nich skończyć się
tragicznie. Na wsiach do zabójstw doprowadza makabryczna plątanina
tradycji, bezradności, ubóstwa, i braku edukacji.
W miastach środki są
bardziej wyrafinowane, ale bezwzględność ta sama. Technologia,
zaawansowana medycyna, wykształcenie i grube portfele rodziców,
zamiast gwarantować dziewczynkom bespieczeństwo, potęgują
zagrożenie. Pozwalają eliminować kobiety ze społeczeństwa przez
selektywne aborcje. Hindusi przekupują lekarzy, by jak najwcześniej
poznać płeć płodu. Jeśli to niechciana dziewczynka, usunąć
ciążę. Skala zjawiska jest tak duża, że prawo przeprowadzania
badań ultra sonograficznych zostało restrykcyjnie ograniczone. A
lekarze nie mogą ujawniać płci płodu. Nie mogą, ale robią, przy
okazji podając telefon do prywatnego gabinetu, gdzie oferują
aborcje.
Wielu z tych ginekologów
to kobiety, na zabieg najczęściej decydują się rodziny z lepszych
dzielnic wielkich miast. Te, których główną troską jest prestiż.
W świecie bogaczy o losie dziewczynek nie decyduje widmo zapaści,
ale głęboko zakorzenione przekonanie, że są mniej wartościowymi
ludźmi. W klasie średniej, gdzie rywalizacja jest ostrzejsza a
konwenanse silniejsze niż na wsiach, częściej dochodzi również
do zabójstw z powodu posagu. To tzw. dauridetz, ta szczczególna
kategoria śmierci, podobnie jak zabójstwa żeńskiego noworodka i
aborcja żeńskiego płodu, ma własną terminologię i miejsce w
kodeksie karnym. Została opatrzona osobnym paragrafem kary a
nawet osobnym trybem prowadzenia w śledztwie. Jest wytworem
Indyjskiego społeczeństwa, przekazywanym z pokolenia na pokolenie,
jak krwawe dziedzictwo ofiary, żądzy posagu. To często żywe
pochodnie konające na oczach bliskich młode kobiety oblane naftą i
podpalane. Miotające się w zamkniętych domach, albo na podwórkach.
Kiedy przyjdzie policja,
krewni zgłaszają wypadek w kuchni. To wiarygodna formuła. W
Indiach ciągle gotuje się na palnikach naftowych, buchających
kapryśnym i trudnych do kontrolowania ogniem. Sąsiedzi, choć ich
domy dzielą od miejsca zbrodni nawet metr lub dwa, zapewniają, że
nie słyszeli krzyku. Są zaszokowani, tak jak wracające właśnie z
targu teściowa i mąż, który podobno cały dzień był w pracy.
Standardowe śledztwo potwierdzi, że to był nieszczęśliwy wypadek
i zostanie szybko zamknięte.
Chyba, że dociekliwy
policjant podczas brutalnego przesłuchania ustali, że podpalona
kobieta i jej rodzice byli miesiącami szantarzowani o pieniądze.
Gotówka i biżuteria, którą przekazali
mężowi w dniu ślubu,
nie wystarczyły. Pojawiły się nowe żądania. Telewizor, skuter,
kamera wideo, samochód, lodówka. Kobieta za każdym razem gdy
wysyłali ją do domu, miała na ciele siniaki, ślady rażenia
prądem, duszenia. Presja rosła. Ojciec i matka zastawili wszystko
co mogli. A kiedy rodzina męża uznała, że więcej nie dostanie,
zabiła. Decyzja i wykonanie są zbiorowe, tak samo jak kłamstwa
tuszujące zbrodnie. Zbiorowe nie tylko dlatego,że wykonane przez
całą rodzinę w jej wspólnym interesie. Przyzwolenie na zabójstwo
jest wszechobecne i rodzi się w chwili kiedy dziewczynka przychodzi
na świat. Czai się w milczącej obojętności sąsiadek, w
nieczułych spojrzeniach policjantów, których żony także wniosły
posagi. W opieszałości sędziów wydających wyrok na swoje córki
i córki ich córek. Daurydetz to zbrodnia uniwersalna i popularna.
Zdarza się w szanowanych domach gdzie nie gości bieda. Giną żony
prawników, urzędników, inżynierów i lekarzy, zabija je kulturowa
nienawiść i chciwość. Mord nie jest wyprowadzony poza obszar
życia codziennego. Dokonuje się w samym sercu, pozostawiając
ziejącą ranę. Różne są tylko narzędzia zbrodni i scenariusze
pozorowania wypadków w płomieniach, zmienia się czasem w
aranżowane samobójstwo przez powieszenie, otrucie, ale motywy i
poprzedzające zbrodnie tortury są takie same. O tragicznych zgona
młodych żon indyjskie gazety piszą niemal codziennie. Notki są
krótkie i mdłe regularnie zlewają się z opowieściami o kraju w
którym bycie kobietą jest śmiertelnie niebespieczne. Płonące w
domach kobiety są przedłużeniem satti. Rytuału palenia wdów na
stosach pogrzebowych mężów. Zakazanego w XIX w. Wdowa, która
spłonie wraz ze zwłokami męża zostanie (zwyczaj wciąż jest
praktykowany, choć oficjalnie przypadki satti rejestruje się
niezwykle rzadko) wyniesiona do godności świętej. Będzie
uosobieniem cnotliwości i prawdy. Wypełni ideał małżeńskiego
oddania niczym Sitta. Bohaterka Ramajamy, która rzuciła się w
płomienie, by udowodnić bogom i swojemu mężowi Ramie, że
pozostała nieskalana, choć długo przebywała w mocy demona Rwany.
Bóg ognia Agni dostrzegł niewinność Siti i wyniósł ją z
płomieni.
Umierające na stosach
kobiety gdy stają się satti dostępują chwały. Są wielbione w
budowanych na ich cześć świątyniach. Zapewniają rodzinie
status i szacunek. Najznakomitsze rody Raczputów z Radżestanu,
szczycą się, że mają je pośród przodków. Gloryfikujący śmierć
rytuał dokonuje się na oczach świadków. Kobiety nie zawsze
wchodzą na stos dobrowolnie. Są zmuszane, odurzane narkotykami.
Sati poza aspektem duchowym ma też prozaiczny wymiar. Pozbycie się
wdowy pozostawia majątek w rękach rodziny męża i uwalnia krewnych
od obowiązku utrzymywania samotnej kobiety, obcowania z jej
nieczystą postacią.
W ostatniej chwili przed
podpaleniem stosu krewni zachowują zimną krew. Pamiętają by zdjąć
biżuterię z jej nóg i rąk. Dla wielu wdów spalenie satti to nic
tylko droga do świętości, lecz także ucieczka przed okrótnym
losem, gdyż wraz ze śmiercią męża unicestwieniu ulega sens życia
kobiety. Jej prawo do istnienia od narodzin wiąże się z mężczyzną. Najpierw opiekunami są ojciec i brat później mąż, wreszcie najstarszy syn. Pozbawione męskiego pierwiastka stają się balastem, wyschniętą rośliną. Nie wyjdzie ponownie za mąż i nie wyda już z siebie życia. Na nic się nie przyda. Wraz z mężem traci tarczę osłaniającą ją przed brutalnością rodziny. W wiejskich społecznościach wdowieństwo to śmierć za życia. Rygorystyczna asceza, bezlitosna redukcja istnienia, smutna wegetacja wśród zakazów. Po śmierci męża wdowa wyrzeka się ozdób. Przede wszystkim tej najbardziej cenionej włosów. Goli głowę i zdejmuje biżuterię. Odtąd będzie nosić wyłącznie proste białe sari, zapomni o radościach i rozrywkach, o słodyczach i przyprawach. Będzie jeść mdłe i skromne potrawy. Nie siądzie do posiłku z krewnymi, nie będzie uczestniczyć w przyjęciach towarzyskich. Oddali się od życia, zjednoczy w śmierci z mężem i skupi na tym by nie splamić honoru rodziny. Zdarza się, że wdowy są głodzone, zmuszane do spania na podłodze, żebrania, wreszcie wypędzane z domu. Jedynym ratunkiem przed tak straszliwym losem jest troskliwy syn. On zapewni kobiecie poważanie, dlatego jego więź z matką jest silna. Narastająca latami wdzięczność, staje się polisą. Rodząc córkę, kobieta myśli o dniu, kiedy się z nią rozstanie. Wydając na świat syna zapewnia sobie, godne życie i śmierć.
"Lalki w ogniu" Paulina Wilk
"Lalki w ogniu" Paulina Wilk