środa, 2 stycznia 2013

Podniebne uniesienia :-)


Czy to nie powinno być bardziej proste? Ilekroć proponowałem dziewczynie spotkanie, czułem, że moje kruche serce wisi na cienkiej nitce, a kiedy ona powie nie, nitka zerwie się. Poznaliśmy się na jakimś przyjęciu, rozczuliła mnie jej niewinność. Mieszkała w zielonej tęczówce oczu, wiotkiej figurze uśmiechu, który opromieniał jej twarz. Kiedy słuchając mnie, widziałem skrzydła ptaka, który szybuje w stronę mego ramienia. Zaproponowałem spotkanie, kiedy powiedziała chętnie. Poczułem, że moje rozkołysane serce nieruchomieje, aby znowu bić już spokojnym rytmem. Umówiliśmy się na rynku nowego miasta. Wybrałem to miejsce, jedno z nielicznych gdzie ocalało piękno architektury. Przyszedłem wcześniej i schowałem się w bramie. Chciałem zobaczyć jaka jest, gdy nie wie jak ktoś na nią patrzy. Naburmuszyła się widząc moją nieobecność. Zbliżyłem się zasłonięty białymi liliami, a ona uśmiechem wytarła nadonsami. Przyjęła kwiaty, zanurzyła się w nich i zaciągnęła zapachem. Czy słyszysz jak to gra, wskazując na kościół, klasztor i okoliczne budowle. Co gra zapytała, trochę speszyło mnie to pytanie. Ona, która przypomina utwór muzyczny, powinna czuć harmonie i muzykę architektury. Nie jadła mięsa, nie jadła prawie nic. Lubiła tylko ruskie pierogi, ale ta wybredność też była dla mnie wzruszająca. Ujęty delikatną urodą dziewczyny, bez trudu wszystko w niej uznałem za ujmujące. W ekskluzywnej restauracji jakimś cudem dokopano się ruskich pierogów, z tego wszystkiego ja też je zamówiłem i nawet mi smakowały. Odzywała się rzadko, ale potrafiła inteligentnie milczeć. Tak przynajmniej czytałem jej milczenie. Nie wiem gdzie pracowała, nic o niej nie wiedziałem. Chociaż chciałem wiedzieć wszystko. Nie potrafiłem pytać, czy ma jakiegoś mężczyznę, może przed chwilą z nim zerwała. Intuicyjnie czułem, że jest tuż po rozstaniu i trafiłem na odpowiedni moment. Była tak delikatna i subtelna, że nie mogłem sobie jej wyobrazić w rękach innego mężczyzny niż ja. Na ulicy chciałem się pożegnać i umówić ponownie gdy niespodziewanie zaprosiła mnie do siebie, jakby nigdy nic. Nie potrafiłem jej odmówić, ale czułem, że jej delikatność, stoi w niepokojącej sprzeczności z tym zaproszeniem. Jechałem za nią, byłem dobrym kierowcą, ale to cud że się nie zgubiłem, bo gwałciła wszelkie przepisy. Robiła to z pewną siebie niewinnością. Kiedy zaparkowaliśmy, byłem spocony jak po biegu. Obskurny budynek z lat 60-tych stał wtłoczony między stare domy. Winda wyglądała jakby wożono nią drapieżne zwierzęta. Czułem, że wstydzi się tej windy więc odruchowo zamknąłem oczy. Pokój, który wynajmowała, był jednak gustownie urządzony, chociaż miałem dojmujące uczucie, że przedmioty nie pasują do siebie. Jakby kupowały je zupełnie różne osoby. Boczne okno wychodziło na dach przylegającej do domu niższej kamienicy. Takie okna są w Polsce z reguły okratowane. To było wolne od krat. W lecie się tu opalam. Czasami nago, powiedziała i chyba się zarumieniła. Nie wiem kiedy na stole pojawiło się wino. Ono też mnie onieśmieliło. To ja powinienem przynieść wino, ale kto mógł się spodziewać? Nie wiem kiedy je wypiliśmy. Jako kierowca nie powinienem tego robić. Nie wiem kiedy położyła się na łóżku, a ja usiadłem na jego brzegu i położyłem rękę na jej kolanie. Nie zareagowała. To była jedna z trudniejszych decyzji w mym erotycznym życiu, czy moja dłoń powinna powędrować w górę. Nie zdążyłem jej podjąć. Może wolisz żebym włożyła nocną koszulę? Jest późno. Zapytała trochę dziecinnie. Jak by włożenie nocnej koszuli dotyczyło tylko snu. Pobiegła do łazienki w podskokach, jak dziecko. Wróciła juz przebrana. Miała na sobie bawełnianą srebrną koszulę. Ten materiał lejący się jak woda i jak woda chłodny, pobudzał mnie erotycznie. Teraz położyłem usta na jej udzie. Nie poruszyła się. Jej skóra pachniała morzem stygnącym po upalnym dniu, moje wargi wpadły w poślizg. Chciałem zatrzymać się w okolicy uda. Tam skóra była jeszcze bardziej gładka. Jechałem więc dalej. Otworzyła się, jak otwiera się drzwi komuś bliskiemu. Nigdy jeszcze nie smakowała mi tak płeć kobiety. Łagodna potrawa, gdzie wszystkiego jest w sam raz. Szybko miała orgazm, subtelny ale głęboki. Jej szczyt zmienił się w nasze wspólne wielkie szumiące pole traw, na którym położyłem głowę. wdychając jej zapach. Kocham cię, szepnęła. A ja poczułem, ze rozpuszczam się w tych słowach jak kostka cukru w gorącej herbacie. Tak długo szukałem swojej miłości, a teraz znalazłem ją nagle przypadkowo. Poczułem jak rośnie we mnie fala uczucia, gdy uniosłem się by wejść w ten błogostan ze swoja burzą, usłyszałem pukanie do drzwi. Zastygła stając się nagle posągiem białym i doskonale harmonijnym. To on, szepnęła. Jaki on, stłumiła pytanie kładąc mi dłoń na ustach. Ubrała się szybko. Sam nie wiem kiedy uczyniłem to samo. Stukanie zamieniło się w dziwięk bardziej brutalny jakby ktoś kopał w drzwi. Pościeliła łóżko i w biegu, który przypominał taniec, pozacierała ślady naszej obecności. A teraz wychodzimy przez okno. Szybciutko, szepnęła. Mówiła jakby proponowała jakąś zabawę. Zgasiła światło, wyjęła lilie z wazonu, najwyraźniej zamierzała zabrać je ze sobą. Zaprotestowałem. Wszedłem tu przez drzwi i zamierzałem nimi wyjść. Nic mnie nie obchodzi jakiś zazdrośnik. Powtórzyła coś kilka razy szeptem. Nie zrozumiałem słów. Brzmiało to dosyć groźnie. Bardziej przejąłem się siłą z jaką ciągneła mnie do okna. Po ciemnej stronie światactała metalowa składana drabinka. Poczułem się jak chłopiec, który po kryjomu wykrada się z domu. Dachy zawsze mnie fascynowały. Chodzenie po nich to moje marzenie z dzieciństwa. Było ciemno. Pachniało papą, która parowała rozgrzana upałem dnia. Podała mi kwiaty. Uważnie by nie pognieść płatków. przymknęła zręcznie okno, potem wzięła bukie a ja zostałem obarczony drabinką. Chwyciła moją dłoń i zaskakująco pewnie prowadziła po wąskiej drewnianej kładce. Po co to wszystko zapytałem. Zabił by. Powiedziała tak bardzo nieswoim głosem, że uwierzyłem. Czy to jej mężczyzna, jakiś szaleniec, a może tylko ojciec? Najlepiej gdyby to był ojciec. Szliśmy szybko, czasami po omacku. Na szczęście nie mam lęku przestrzeni. Kiedyś trochę wspinałem się. Nagle uświadomiłem sobie, że ona chodzi po tych dachach swobodnie, jak po swoim mieszkaniu. Próbowałem na sobie wyobrazić w środku warszawy jak przemykamy się z drabinką i liliami, które bielić się musiały z daleka w zamglonym blasku księżyca. Domy miały różną wysokość, ale znała wszystkie przejścia, musiała wielokrotnie przebywać tą drogę. W jednym z załomów mórów wskazała miejsce, gdzie należy zostawić drabinkę, a kwiaty? Zapytałem. No wiesz? w jej głosie odnalazłem szczere oburzenie. Miałem wiele pytań, ale nie była w nastroju do rozmów. miała jkiś cel i pewnie do niego dążyła. balkon w starym przedwojennym domu. Nadkruszony zapewne w czasie powstania wisiał w miejscu osobliwym. Nieproporcjonalnie blisko dachu. To tutaj, powiedziała zadowolona, jakbyśmy w końcu znaleźli odpowiednią kawiarnię. Wystarczy spuścić się na rękach. Ja potrafię, a ty? Wspinałem się powiedziałem z odcieniem urażonej męskiej dumy, by dodać ironicznie. Zawsze mniej więcej wiedziałem, po co schodzę ze szczytu. Teraz nie wiem. Ratuję mam życie. Powiedziała takim tonem, jakby to było oczywiste i tylko ktoś tak naiwny jak ja mógł to przeoczyć. Pomogłem jej zejść na obszerny balkon. Chociaż sama dawała sobie radę. Zręczna jak wiewiórka. Rzuciłem kwiaty, by z młodzieńczym wdziękiem. Tak przynajmniej mi się wydawało, zeskoczyć na balkon. Za szklanymi drzwiami, paliło sie światło. Sam nie wiem co spodziewałem się zobaczyć. Wiem co ujrzałem. To był wzruszający, realistyczny obraz. Dwoje starych ludzi, siedziało przy okrągłym stole, jedli kolację. Zerkając na telewizor. W pobliżu imbryczka z parującą herbatą, leżał czarny kot zwinięty w kłębek. Wyglądał jak przed chwilą upieczony murzynek. Stary zegar na ścianie, kołysał swoim złotym wahadłem, zapukałem w szybę. Mężczyzna odwrócił się od telewizora, położył widelec. Mrużąc oczy spojrzał w stronę balkonu. Powiedział coś do żony a potem bez wahania podszedł otworzyć drzwi. Jak by oczekiwał przybysza z nieba. Dasz lilie. Szepnęła takim tonem jak uczy się dobrych manier młodych chłopców. No tak, domyślałem się, że to znowu pani. Powiedział starszy pan, wpuszczając nas do mieszkania. Roześmiała się serdecznie, jakby odwiedzała o umówionej godzinie przyjaciół. Dzień dobry, a właściwie dobry wieczór. chcę państwu przedstawić mojego przyjaciela. Czułem się jak w teatrze a moja partnerka recytowała rolę. Problem, że ja nie znałem swojej. Mężczyzna nałożył okulary, i przyjrzał mi się badawczo. Popatrzył na nią i powiedział z naganą, która wydawała się tylko kokieterią. Pani nieustannie mnoży przyjaciół. uścisnął mi jednak serdecznie rękę i zaprosił do stołu. Helu sąsiadka z nowym przyjacielem. Oby był równie sympatyczny jak poprzedni, odparła kobieta. Przedstawienie więc trwało nadal. Nagle przypomniałem sobie swoją rolę. Szarmancko podałem gospodyni kwiaty, całując ją w dłoń, która pachniała ciastem i ziołami. Rozpromieniła się i powiedziała. Muszę przyznać sąsiadko, że wszyscy pani przyjaciele maja gust do kwiatów i znowu taki ładny chłopiec. Nie czułem się w swojej 30-tce ładnym chłopcem. Nie czułem się dobrze będąc jakimś kolejnym, który wręczał kolejne kwiaty spadając zapewne z kolejnego nieba. Jak to możliwe, że coś co było w najwyższym stopniu nienormalne ci ludzie traktowali tak naturalnie. Zostały postawione dwa nowe talerze i zaproszono nas do stołu. Kot na chwile podniósł głowę i spojrzał mi w oczy. Miałem wrażenie, że uśmiechnął się. Widziałem uśmiechające się persy, uśmiechnięte koty, należą do rzadkości. Nie byłem głodny, ale zgromiony jej spojrzeniem, wepchnąłem w siebie dwie kanapki. Potem wdałem się w polityczną dyskusję z gospodarzem. Ach, ci mężczyźni. Oni zawsze się kłócą o politykę. Uśmiechnęła się do niej staruszka, a ona właśnie kopała mnie pod stołem, pewnie w intencji, abym miarkował swe opinie. Wstałem, podziękowałem za kolację. Powiedziałem stanowczo. Na mnie już czas. Byłem pewien, że pójdzie ze mną i wyjaśnię do końca całe to szaleństwo. Nie zamierzała mi towarzyszyć. W telewizji, zapowiedziano serial, który lubiła. Poszedłem w stronę balkonu. Nie tędy, młody człowieku. Teraz można drzwiami, wszyscy pana koledzy wychodzili drzwiami. Pouczyła mnie gospodyni. Zamierzałem spojrzeć na moja ukochaną okiem bazyliszka. Zapewne było to jedynie oko rannego jelenia. Uśmiechnęła się tym samym niewinnym uśmiechem, który stał u źródeł naszej znajomości. Wychodziłem odprowadzony przez całą trójkę, a nawet przez kota, który zeskoczył ze stołu. Wygiął grzbiet i otarł się o moja nogę. I nie do wiary. To mnie zabolało. Otworzyłem drzwi, sprawdziłem czy są schody. Szedłem nimi nie zapalając światła. Na wszelki wypadek, na jaki wszelki wypadek, jednak nie wiedziałem. Nazajutrz, próbowałem do niej zadzwonić. Numer który mi podała, był telefonem izby wytrzeźwień. Udało mi się odnaleźć jej dom. Był wieczór, wilgotny i ponury. Stanąłem przed drzwiami, z sercem w okropnym stanie, z nerwami jak struny harfy, w które uderzył nagły deszcz. Słyszałem, że ktoś jest w środku. Nikt jednak nie otwierał. Zacząłem walić pięścią w drzwi. Potem w nie kopać. odpowiadały głucho, jak pusta skorupa. 
Z książki "Balkon do nieba"   

37 komentarzy:

  1. czyli co? uciekla z kolejnym kolega przez okno?:))
    pamietam jak facet, nie tak znowu nowo poznany przez moja znajoma, byli ze soba jakies pol roku, zachwycal sie "niewinnoscia" swojej lubej na zdjeciu. Jak ta niewinnosc od niej bila to kurcze porazajace promienie gama, a to bylo zdjecie z jej pracy w agencji...one tam tak wszystkie "niewinnie" wyszly te laski.oczywiscie w zamierzeniach tej znajomej on mial nigdy sie nie dowiedziec gdzie ona "harowala":)))
    To bylo niesamowicie zabawna dla mnie obserwacja...wszyscy wokol wiedzieli, ze nie taka ona niewinna, a on ...no coz klapy na oczach:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż, jak widać pojedyncze zmysły zazwyczaj nas zawodzą, wręcz okłamują.
      Czasami bywa to zabawne. Szczególnie kiedy poszukujący niewinności stara się tego dowieść w sposób empiryczny. Nie spotkałem się jednak by ktoś na podstawie zdjęcia ustalał niewinność :-)

      Usuń
  2. taak,prawdziwe podniebne uniesienia,tylko upadek jest potem dośc...bolesny...:P
    wysportowana dziewczyna,w chodzeniu po dachach,oczywiście z kolejnymi "przyjaciółmi"...którzy zawsze widzieli w niej delikatne,niewinne stworzenie.Nikt nie zauważył jej dośc swobodnego zachowania,nie są faceci tak całkiem bez winy,bo czasem nie zastanawiają się głębiej,tylko korzystają z okazji...i tu jakby dwie strony są winne ,że potem jedno spada na ziemię...
    Może to jednak kiedyś dośc tragicznie się skończyc,może dziewczę nie zdążyc z przyjacielem uciec przez okno,drzwi zostaną wyważone,a wtedy...ręka ,noga mózg na ścianie...:P
    ku przestrodze Kacprze napisane...ku przestrodze...:P
    pozdrawiam miło:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się Krakowianko. Tylko ja się cały czas zastanawiam, jak określa się "winę czy niewinność" na podstawie wyglądu. Idę z dziewczyną do łóżka na pierwszej randce i określam ją jako "niewinną" Jestem wyjątkowy, "niewinne" dziewczę zabrało mnie do nieba. Nauczył ją tego duch święty.
      Czasami to co chcemy przyćmiewa nasze umysły i nie dostrzegamy faktów.

      Usuń
    2. na pewno Kacprze tak,facet wyidealizował sobie tę istotkę,chciał byc ten jedyny,a tu ...zonk:P
      życie czasem bywa mniej okrutne,trudno tu uogólniac,czasem kolacja śniadaniem się kończy i znajomośc trwa,a czasem jest to tylko chwila...podniebnych uniesień,jak w tekście.
      Niemniej jednak tu każde coś innego oczekiwało od siebie,na pewno ten facet już tak szybko nie uwierzy dziewczynom,bedzie miał uraz,bo oczekiwał,ze będzie kimś ważnym dla tej...z opowiadania.Może to będzie też i dobra nauka ,nic nie dzieje się z przypadku...:)

      Usuń
    3. Kiedy już dorośnie, to zrozumie i tę przygodę będzie miło wspominał :-)

      Usuń
  3. Uf, na szczęście fragment powieści, a nie Twoje doświadczenia. Swoją drogą niewiniątko jak ta lala ;-)) Pozdrawiam i obyś takich niewinnych panienek nie napotkał na swojej drodze!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Muszę przyznać, że zastanawiałem się co bym sam zrobił, gdybym sam się znalazł na miejscu tego bohatera. Jak siebie znam to przygotowałbym raczej równie finezyjną zabawę. Zwykle tak robiłem, uważałem, że najlepszym nauczycielem jest dać odczuć komuś jego postępowanie. Oczywiście jeśli to było by możliwe. Na poziomie, do którego można się zniżyć.

      Usuń
  4. Wszystko ładnie, wszystko pięknie. Tylko nie rozumiem przynajmniej dwóch rzeczy.
    Albo trzech. No, może czterech-;))
    Zaskakuje mnie ten męski punkt widzenia (1), jeszcze bardziej obruszenie wyżej podpisanych pań (2), próba deprecjacji wartości owego dziewczęcia poprzez ruskie pierogi (3) oraz wydźwięk tej umoralniającej opowiastki (4).
    O ile nad trzema punktami nie będę się rozwodzić, każdy ma swój gust, kanon zachowań moralnych, dla każdego inny etos i etyka... ale skoro już o tym mowa, to zabieg odżegnywania jej od czci i wiary poprzez kulinarne preferencje jest... niecacy-;))
    Mężczyzna zamawiający kaszankę, golonkę i zażłopujący ją piwem nikogo nie zrazi. Wg autora poziom wrażliwości mierzy się restauracyjnym zamówieniem. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, gdyby dziewczę zamówiło słowicze języki w sosie szafranowym, popiło je przynajmniej taittingerem, wyniosłoby ja to na wyżyny subtelności!
    Ubawiłam się-;))
    Pozdrawiam, M.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A mnie zastanawia jedno...twoja interpretacja: "obruszenie wyzej podpisanych pan" . Nie kumam. Jakie obruszenie???? Jak to wyczytalas? dar jasnowidzenia posiadasz, czy jak? Mowie za siebie...sie ubawilam sytuacja. Ale w sumie tragi- komiczna to sytuacja...
      Pozdrp...

      Usuń
    2. A co, jakiś facet chciałby niby takie dziewczę (czekając na wielką miłość) spotkać?! To gratuluję pojęcia o męskiej wrażliwości! Faceci, zdziwię Cię, też mają uczucia i raczej nie lubią być traktowani przedmiotowo, chyba, że celowo szukają łatwych kobiet, ale wtedy nie mówimy o uczuciach, tylko o zaspokojeniu jakichś tam chuci! No i w moim komentarzu akurat nic o ruskich pierogach nie było...

      Usuń
  5. Aniu--> Jak napisałam wyżej, nie ma potrzeby wdawać się w polemiki. Etos, etyka... itp.
    Zadzwiłyście mnie reakcją, choćby dlatego, iż gdyby antybohaterem był tu osobnik płci męskiej, najpierw odżegnany byłby od czci i wiary, później towarzystwo przeszłoby na tym do porządku dziennego. Podobne ekscesy w wykonaniu płci, skądinąd pięknej, piętnowane są do imentu! W imię czego? Bo, nie rozumiem?-;)
    Nie było tu żadnych deklaracji, ot - jak można odczytać, zdaje się - internetowa znajomość, pełna niewiadoma.
    Obydwoje dostali to, czego chcieli. Ona - spełnienie, facet - odrobinę dreszczyku.
    Autor od początku zaszczepia czytelnikowi ułomność panny; bohater wyłapuje mrowie dysonansów, zgrzytów, rzutujących na ewentualną przyszłość związku. A pośród tego wszystkiego świetny seks, odrobina emocji, dreszczyk i urażona męska duma, bo, o uczuciach nie ma tu mowy. Nie ma się czym ekscytować, po prostu-;)
    A, dziewczynie gratuluję podejścia, którego, poprzez pryzmat stereotypów i hipokryzji, brak rodzajowi żeńskiemu.
    Pozdrawiam-;))

    Trutniowa --> bez komentarza. Najpierw czytaj, co piszą, potem się zaperzaj. Luzik, nie?:P

    M.

    OdpowiedzUsuń
  6. Luzik! Swoją radę zastosuj do siebie i staraj się czytać tekst ze zrozumieniem, bo widzę, że z tym u ciebie słabo ;-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Luzik, zwłaszcza jak na dwa zwoje, cytujące wątek pierogowy. To faktycznie wzór czytania ze zrozumieniem! Fakt, słaba jestem. Ilekroć czytam, całkiem niechcący, Twój tekst, słabo mi jeszcze bardziej-;))
      Gorące pozdrowienia-;)) Hot, hot-;))
      M.

      Usuń
  7. Witaj, dzisiaj wpadłam się tylko przywitać. Widzę, że razem wracamy ponownie do blogowania. U Ciebie nawet przeprowadzka była ;-) Ja też więcej piszę na moim drugim blogu http://domek-z-kominkiem.blogspot.com, nie wiem czy wrócę na onet... ale jakoś trudno mi się z nim rozstać... pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to mamy podobny dylemat, bo wiele fajnych chwil na poprzednim blogu przeżyłem. Mam jednak problem by go opanować. A ustawienie według poprzedniego wzoru wydaje się niemożliwe.
      Tutaj na razie odkryłem dużo większe możliwości.

      Usuń
  8. Wiesz co zachwyca ? Metafora gładkiej koszuli ( jak tu niewinność mieć, czyli przełamać wewnętrzny opór wobec winnej - niewinności :) i ta wędrówka po dachach - cudo ! Świetna para staruszków - jakby duchem z kabaretu Przybory i Wasowskiego, BTW ... współcześni staruszkowie to generacja dzieci - kwiatów, zapewne w realu takiego kontrastu nie znalazłbyś. :)
    No i urzeka - melodia architektury.
    Z liliami - przegięcie, zbyt nachalny symbol :)
    Dziewczyna zaciera ślady, sprząta, aby pokój był dla kolejnego kochanka, gdy go przyprowadzi - ona jest symbolem wysublimowanego erotyzmu - czystej namiętności. I jeszcze dba ( opuszczanie pokoju ), aby poprzednika za mocno nie zabolało, prawda ?
    Erotyzm bez zobowiązań. I bidula nawet nie obciąża ich kosztami czynszu pokoiku. Jak jej nie kochać ? ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadza się Ewo. Takiej przygody niedoszły kochanek nie zapomni do końca życia. Nawet kiedy zachoruje na Alzheimera. Byłem urzeczony. Wprawdzie potem przyszła pewna refleksja, to jednak nie zmieniło mojego pierwszego wrażenia:-) Muszę poszukać w moim rodzinnym, czy moich znajomych archiwum niema równie sympatycznej anegdotki;-)

      Usuń
  9. Szukaj, szukaj ... i się podziel :D

    Bardzo sympatycznie opowiadanko, nie wchodzę w proporcje między fikcją a wspomnieniem :), ale na pewno warto było uciekać po dachach i ... nie filozofować, doznawać.
    Jest w Twej opowiastce i piękno, i deszczyk emocji, muśnięcie erotyką i czarem dawnych lat.
    Masz talent - dobrze że Cię znalazłam. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Fajnie by było, jednak opowiadanko nie jest moje.
    Niestety autora nie zapisałem.
    Tym niemniej dziękuję.
    Z przyjemnością poznam również Twoją rezydencję:-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oj, totalny brak umiejętności czytania ze zrozumieniem, ale ze mnie głąb :)

      Kloszardem jestem w tej przestrzeni, pukam do różnych drzwi i zawsze coś zyskuję. Czasami adres jest tak ciekawy, że zostaję na dłużej. :)

      Usuń
    2. Eeee, nie wyrzucaj sobie. Każdego to z nas czasami dotyka.
      Każdy, prawie też z nas terminował mieszkając "pod mostem". Minie dopiero po pół roku przyszła ochota na urządzenie własnej siedziby. To było jednak tak dawno, że już niemal zapomniałem. Tutaj to na razie zastanawiam się nad kierunkiem. Ponieważ sporo ostatnio czytałem, wrzucam czasami teksty, które mi się podobały.

      Usuń
    3. Skopiowałeś ten tekst Kacprze, czy napisałeś w oparciu o czyjąś fabułę ( zasłyszaną, przeczytaną ) ?

      U mnie to sieciowy " kloszardyzm " już mega wiekowy, beztroska bezdomność, wolność we włóczęgostwie z wyboru. :D
      Co prawda czasami dopada chęć " udomowienia " , ale jednoczesna obawa przed obojętnością ( zero wejść i komentów ) absolutnie likwiduje ją w zarodku. :P
      Komentator nieublogowiony jest mało wiarygodny, nieweryfikowalny, ale ma jedną potężną zaletę, nie trzeba mu się rewanżować rewizytą, prawda ? :D
      No i ten jak piszesz - kierunek, tyle rzeczy mnie zajmuje, jak wybrać profil tematyczny ?

      Usuń
    4. Robiłem sobie kiedyś takie ćwiczenia, że jak mi sie jakiś tekst podobał to po przebudzeniu przypominałem sobie i pisałem. Mam ich sporo. Czasami od kogoś usłyszę ciekawą historię, też ją zapisuję. Tu pod moim nikiem jest etykieta książka, więc raczej tekst jest przepisany. Ebooków raczej nie czytam.

      Z tymi blogami to trochę jak z gierkami dla dzieci, pokonuje sie poszczególne poziomy i każdy następny jest trudniejszy. O komentujących nie martwiłbym się, szczególnie kiedy samemu się odwiedza innych. Kiedyś miałem tak, że musiałem zmniejszać ilość, bo brakowało mi czasu na odpowiadanie, bo doszły mi inne zajęcia. Teraz widzę, że wielu wtedy piszących wykruszyło się z blogów. Przeszli na inne formy komunikowania się i tu mogę albo poznawać nowych, albo spokojnie dostosowywać blog do czasu jaki będę mu chciał poświęcić:-)
      Co do formy, sam jej na razie nie mam. Tą stronkę założyłem bo chciałem swobodnie wchodzić na blogera. Każdy tu miał trochę inne ustawienia. Kiedy na Onecie popsuło się to powoli zaczynam tutaj coś skrobać.

      Usuń
    5. Cóż, chyba po prostu chciałabym, że tekst był Twój. Masz ich sporo, więc może ... czekam na nie - informuję dla jasności dyskursu. :)

      Blogowanie, to nie w tym leży sedno, że odwiedzać będą, bo ja ich odwiedzam.
      To trochę ... upokarzające :)
      Jesteś nietzscheanistą ?

      Czas, fakt to ważny determinant, ale jak wiemy - względny jest, Einstein dał teorię, która to potwierdza. Dylatacja mówi, że jak mega przyspieszymy - zyskamy lata. :)
      Onet idzie z duchem czasu, czyli komercją dobrowolnego poddaństwa wybranym gotowcom. Wszyscy jesteśmy podłączani pod marketing, ten motor kapitalizmu, ponowoczesności, gdzie miliony o tej samej godzinie zasiadają przed telewizorem, aby dać się ' kształtować '.
      Na szczęście w sieci można znaleźć peryferia wolności. No i można pisać samemu. To co się chce, jak się chce, nawet nie myśląc o potencjalnym targecie.
      Indywiduacji nam trza - jak powietrza.
      Skrobnij, skrobnij proszę.

      Usuń
    6. Nigdy w taki sposób nie patrzyłem, że ja coś muszę by mnie odwiedzano. Wchodzę tam gdzie lubię, odzywam się kiedy chcę. Na kilku portalach mam sporą grupę znajomych. Kiedy wchodzę na komputer zawsze jest z kim pogadać. Znajdę coś co mi się spodoba. Zostawię komentarz, czy znajdę komentarz pod swoimi wpisami.
      Jeśli tutaj pod notką nic się nie pokaże, (jeszcze tak się nie zdarzyło:-) to za kilka dni zostawię następną.
      Telewizja? hmmm, kilka lat temu zepsuł mi się telewizor. Stwierdziłem, że wcale mi go nie brakuje, przez 3 lata nie oglądałem. Naprawiłem go ostatnio na olimpiadę, niewiele go oglądam. Wolę coś poczytać, chociaż czasami wydaje mi się, że przechodzę etapy np. telewizja, książka, komputer, fotografia, itd.
      Jak widzisz komputeryzacja czasami nas obnaża:-)

      Usuń
    7. Takie podejście świadczy o poczuciu swej wartości.To dobrze. Nie każdemu dane. :)
      Czas wolniej upływa bez telewizora, bez komputera. Wyższość tego drugiego polega na możliwości kontaktu w sieci i współtworzenia jej, choćby poprzez blogowanie. Oczywiście bardzo istotną rzeczą jest samodzielne szukanie danych.
      Każdy tekst ' obnaża ', ale przecież chcemy żeby nas poznawano. :)

      Usuń
    8. Poczucie wartości to raczej sami wypracowujemy, zmieniamy we własnej mentalności.
      Gdybym nie miał telewizora czy kompa miałbym co robić. U mnie raczej problemem jest znalezienie czasu na wyznaczone sobie zadania. Zauważyłem tylko, że szukając w komputerze jestem szybciej i jakby bardziej obiektywnie poinformowany.

      Usuń
    9. Nie sądzę, chyba że na narcyzm ciężki zapadamy. Trzeba jednak zobaczyć choćby ślad obiektywnej oceny naszej wartości.

      W sieci szybko można znaleźć prawie wszystko, niemniej żadna to wyrocznia, w Wiki już parę razy znalazłam nader subiektywne, nie poparte weryfikacją materiały.
      To że SAM wyznaczasz sobie zadania - budzi moją zazdrość. U mnie to pół na pół.

      Usuń
    10. Przy odpowiedniej dozie pokory narcyzm nam nie grozi.

      A tu się zgadzam wiadomości w sieci to nie wyrocznia, często też bywają tendencyjne czy podawane w taki sposób by coś na informacji wygrać. Niemnie jednak dają dużo większe możliwości szerszego spojrzenia na sprawę niż wiadomości np. telewizyjne czy radiowe.
      W Wikipedii też nalazłem już błędy. Kiedyś nawet dotyczące swojej miejscowości a mieszkam w takim miejscu gdzie Czeska granica przebiega od zachodu i północy. Mylnie pisało od zachodu i południa:-)

      Usuń
    11. Trudno o pokorę w sieci, prawda ? Anonimowość - no tak rozzuchwala, ' zabezpiecza ' ... i tworzy fałszywy obraz samego siebie.
      Zdecydowanie jesteśmy życzliwsi dla bliźnich w realu.

      To racja, możliwości większe i czas się liczy.
      Aż spojrzę na mapę, pewnie śliczne miejsce - daleko mieszkasz ode mnie :).
      Sorry, że tak późno odpisuję, nie zauważyłam Twojej odpowiedzi.

      Usuń
    12. Myślę, że to zależy jaką się ma wyobraźnię, bo wiele można się nauczyć jeśli się chce. Anonimowość jest dosyć iluzoryczna. Każdy pisząc podaje jakieś wiadomości o sobie. Czasami niewiele potrzeba by zostać odkrytym. Kiedyś znając imię , zawód i miasto znalazłem osobę. Faktem tu było, że imię było dosyć oryginalne.
      Po adresie IP też można znaleźć, bo zwykle do adresu jest przypisany dostawca internetu.

      Mnie też ostatnio nie było, potem miałem jakąś awarię w internecie i też nie mogłem pisać. Na dobrą sprawę dopiero dzisiaj mam połączenie z siecią oby nie było znowu problemów.

      Usuń
    13. Masz rację, pokora i narcyzm nie zależą od miejsca wypowiadania się a osobowości, w tym mądrości.

      Anonimowość, wiem że można, ale to trudzenie się musi mieć motywację. Zazwyczaj nie pali się nam do praktyki Sherlocka Holmesa. :)

      Sieć bywa dziurawa, znam to, trochę denerwujące. Stopień poirytowania określa nasze uzależnienie od Sieci, prawda ?

      Usuń
  11. Jakoś mnie nie porwało to opowiadanie /wbrew tytułowi/.
    Jak dla mnie zbyt mało realne, akcja też jakaś taka szarpana, brakuje płynności narracji, ale może nie o to w tym wypadku chodziło, tylko o kontekst... ale o to musiałbym już Autora zapytać, o co tutaj chodzi w gruncie rzeczy.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Smurffie, to ja Ciebie wprowadzam do Raju, a Ty wzorem Ferdka Kiepskiego mówisz: "Baba jak baba, co w tym dziwnego"?
      Podejdź do sprawy wszystkimi zmysłami, jeden Cię okłamuje:-)

      Usuń
  12. Kontekst ? Trochę ... intelekt kontra ciepły erotyzm.:)
    -----------
    Jest tak , że każdy utwór znajdzie swojego czytelnika, zawsze jest ktoś, do kogo się trafi.

    OdpowiedzUsuń