Czy
to nie powinno być bardziej proste? Ilekroć proponowałem
dziewczynie spotkanie, czułem, że moje kruche serce wisi na
cienkiej nitce, a kiedy ona powie nie, nitka zerwie się. Poznaliśmy
się na jakimś przyjęciu, rozczuliła mnie jej niewinność.
Mieszkała w zielonej tęczówce oczu, wiotkiej figurze uśmiechu,
który opromieniał jej twarz. Kiedy słuchając mnie, widziałem
skrzydła ptaka, który szybuje w stronę mego ramienia.
Zaproponowałem spotkanie, kiedy powiedziała chętnie. Poczułem, że
moje rozkołysane serce nieruchomieje, aby znowu bić już spokojnym
rytmem. Umówiliśmy się na rynku nowego miasta. Wybrałem to
miejsce, jedno z nielicznych gdzie ocalało piękno architektury.
Przyszedłem wcześniej i schowałem się w bramie. Chciałem
zobaczyć jaka jest, gdy nie wie jak ktoś na nią patrzy.
Naburmuszyła się widząc moją nieobecność. Zbliżyłem się
zasłonięty białymi liliami, a ona uśmiechem wytarła nadonsami.
Przyjęła kwiaty, zanurzyła się w nich i zaciągnęła zapachem.
Czy słyszysz jak to gra, wskazując na kościół, klasztor i
okoliczne budowle. Co gra zapytała, trochę speszyło mnie to
pytanie. Ona, która przypomina utwór muzyczny, powinna czuć
harmonie i muzykę architektury. Nie jadła mięsa, nie jadła prawie
nic. Lubiła tylko ruskie pierogi, ale ta wybredność też była dla
mnie wzruszająca. Ujęty delikatną urodą dziewczyny, bez trudu
wszystko w niej uznałem za ujmujące. W ekskluzywnej restauracji
jakimś cudem dokopano się ruskich pierogów, z tego wszystkiego ja
też je zamówiłem i nawet mi smakowały. Odzywała się rzadko, ale
potrafiła inteligentnie milczeć. Tak przynajmniej czytałem jej
milczenie. Nie wiem gdzie pracowała, nic o niej nie wiedziałem.
Chociaż chciałem wiedzieć wszystko. Nie potrafiłem pytać, czy ma
jakiegoś mężczyznę, może przed chwilą z nim zerwała.
Intuicyjnie czułem, że jest tuż po rozstaniu i trafiłem na
odpowiedni moment. Była tak delikatna i subtelna, że nie mogłem
sobie jej wyobrazić w rękach innego mężczyzny niż ja. Na ulicy
chciałem się pożegnać i umówić ponownie gdy niespodziewanie
zaprosiła mnie do siebie, jakby nigdy nic. Nie potrafiłem jej
odmówić, ale czułem, że jej delikatność, stoi w niepokojącej
sprzeczności z tym zaproszeniem. Jechałem za nią, byłem dobrym
kierowcą, ale to cud że się nie zgubiłem, bo gwałciła wszelkie
przepisy. Robiła to z pewną siebie niewinnością. Kiedy
zaparkowaliśmy, byłem spocony jak po biegu. Obskurny budynek z lat
60-tych stał wtłoczony między stare domy. Winda wyglądała jakby
wożono nią drapieżne zwierzęta. Czułem, że wstydzi się tej
windy więc odruchowo zamknąłem oczy. Pokój, który wynajmowała,
był jednak gustownie urządzony, chociaż miałem dojmujące uczucie,
że przedmioty nie pasują do siebie. Jakby kupowały je zupełnie
różne osoby. Boczne okno wychodziło na dach przylegającej do domu
niższej kamienicy. Takie okna są w Polsce z reguły okratowane. To
było wolne od krat. W lecie się tu opalam. Czasami nago, powiedziała
i chyba się zarumieniła. Nie wiem kiedy na stole pojawiło się
wino. Ono też mnie onieśmieliło. To ja powinienem przynieść wino,
ale kto mógł się spodziewać? Nie wiem kiedy je wypiliśmy. Jako
kierowca nie powinienem tego robić. Nie wiem kiedy położyła się
na łóżku, a ja usiadłem na jego brzegu i położyłem rękę na
jej kolanie. Nie zareagowała. To była jedna z trudniejszych decyzji
w mym erotycznym życiu, czy moja dłoń powinna powędrować w górę.
Nie zdążyłem jej podjąć. Może wolisz żebym włożyła nocną
koszulę? Jest późno. Zapytała trochę dziecinnie. Jak by włożenie
nocnej koszuli dotyczyło tylko snu. Pobiegła do łazienki w
podskokach, jak dziecko. Wróciła juz przebrana. Miała na sobie
bawełnianą srebrną koszulę. Ten materiał lejący się jak woda i
jak woda chłodny, pobudzał mnie erotycznie. Teraz położyłem usta
na jej udzie. Nie poruszyła się. Jej skóra pachniała morzem
stygnącym po upalnym dniu, moje wargi wpadły w poślizg. Chciałem
zatrzymać się w okolicy uda. Tam skóra była jeszcze bardziej
gładka. Jechałem więc dalej. Otworzyła się, jak otwiera się
drzwi komuś bliskiemu. Nigdy jeszcze nie smakowała mi tak płeć
kobiety. Łagodna potrawa, gdzie wszystkiego jest w sam raz. Szybko miała orgazm, subtelny ale głęboki. Jej szczyt zmienił się w
nasze wspólne wielkie szumiące pole traw, na którym położyłem
głowę. wdychając jej zapach. Kocham cię, szepnęła. A ja
poczułem, ze rozpuszczam się w tych słowach jak kostka cukru w
gorącej herbacie. Tak długo szukałem swojej miłości, a teraz
znalazłem ją nagle przypadkowo. Poczułem jak rośnie we mnie fala
uczucia, gdy uniosłem się by wejść w ten błogostan ze swoja
burzą, usłyszałem pukanie do drzwi. Zastygła stając się nagle
posągiem białym i doskonale harmonijnym. To on, szepnęła. Jaki
on, stłumiła pytanie kładąc mi dłoń na ustach. Ubrała się
szybko. Sam nie wiem kiedy uczyniłem to samo. Stukanie zamieniło
się w dziwięk bardziej brutalny jakby ktoś kopał w drzwi.
Pościeliła łóżko i w biegu, który przypominał taniec,
pozacierała ślady naszej obecności. A teraz wychodzimy przez okno.
Szybciutko, szepnęła. Mówiła jakby proponowała jakąś zabawę.
Zgasiła światło, wyjęła lilie z wazonu, najwyraźniej zamierzała
zabrać je ze sobą. Zaprotestowałem. Wszedłem tu przez drzwi i
zamierzałem nimi wyjść. Nic mnie nie obchodzi jakiś zazdrośnik.
Powtórzyła coś kilka razy szeptem. Nie zrozumiałem słów.
Brzmiało to dosyć groźnie. Bardziej przejąłem się siłą z jaką
ciągneła mnie do okna. Po ciemnej stronie światactała metalowa
składana drabinka. Poczułem się jak chłopiec, który po kryjomu
wykrada się z domu. Dachy zawsze mnie fascynowały. Chodzenie po
nich to moje marzenie z dzieciństwa. Było ciemno. Pachniało papą,
która parowała rozgrzana upałem dnia. Podała mi kwiaty. Uważnie
by nie pognieść płatków. przymknęła zręcznie okno, potem
wzięła bukie a ja zostałem obarczony drabinką. Chwyciła moją
dłoń i zaskakująco pewnie prowadziła po wąskiej drewnianej
kładce. Po co to wszystko zapytałem. Zabił by. Powiedziała tak
bardzo nieswoim głosem, że uwierzyłem. Czy to jej mężczyzna,
jakiś szaleniec, a może tylko ojciec? Najlepiej gdyby to był
ojciec. Szliśmy szybko, czasami po omacku. Na szczęście nie mam
lęku przestrzeni. Kiedyś trochę wspinałem się. Nagle
uświadomiłem sobie, że ona chodzi po tych dachach swobodnie, jak
po swoim mieszkaniu. Próbowałem na sobie wyobrazić w środku
warszawy jak przemykamy się z drabinką i liliami, które bielić
się musiały z daleka w zamglonym blasku księżyca. Domy miały
różną wysokość, ale znała wszystkie przejścia, musiała
wielokrotnie przebywać tą drogę. W jednym z załomów mórów
wskazała miejsce, gdzie należy zostawić drabinkę, a kwiaty?
Zapytałem. No wiesz? w jej głosie odnalazłem szczere oburzenie.
Miałem wiele pytań, ale nie była w nastroju do rozmów. miała
jkiś cel i pewnie do niego dążyła. balkon w starym przedwojennym
domu. Nadkruszony zapewne w czasie powstania wisiał w miejscu
osobliwym. Nieproporcjonalnie blisko dachu. To tutaj, powiedziała
zadowolona, jakbyśmy w końcu znaleźli odpowiednią kawiarnię.
Wystarczy spuścić się na rękach. Ja potrafię, a ty? Wspinałem
się powiedziałem z odcieniem urażonej męskiej dumy, by dodać
ironicznie. Zawsze mniej więcej wiedziałem, po co schodzę ze
szczytu. Teraz nie wiem. Ratuję mam życie. Powiedziała takim
tonem, jakby to było oczywiste i tylko ktoś tak naiwny jak ja mógł
to przeoczyć. Pomogłem jej zejść na obszerny balkon. Chociaż
sama dawała sobie radę. Zręczna jak wiewiórka. Rzuciłem kwiaty,
by z młodzieńczym wdziękiem. Tak przynajmniej mi się wydawało,
zeskoczyć na balkon. Za szklanymi drzwiami, paliło sie światło.
Sam nie wiem co spodziewałem się zobaczyć. Wiem co ujrzałem. To był
wzruszający, realistyczny obraz. Dwoje starych ludzi, siedziało
przy okrągłym stole, jedli kolację. Zerkając na telewizor. W
pobliżu imbryczka z parującą herbatą, leżał czarny kot zwinięty
w kłębek. Wyglądał jak przed chwilą upieczony murzynek. Stary
zegar na ścianie, kołysał swoim złotym wahadłem, zapukałem w
szybę. Mężczyzna odwrócił się od telewizora, położył
widelec. Mrużąc oczy spojrzał w stronę balkonu. Powiedział coś
do żony a potem bez wahania podszedł otworzyć drzwi. Jak by
oczekiwał przybysza z nieba. Dasz lilie. Szepnęła takim tonem jak
uczy się dobrych manier młodych chłopców. No tak, domyślałem
się, że to znowu pani. Powiedział starszy pan, wpuszczając nas do
mieszkania. Roześmiała się serdecznie, jakby odwiedzała o
umówionej godzinie przyjaciół. Dzień dobry, a właściwie dobry
wieczór. chcę państwu przedstawić mojego przyjaciela. Czułem się
jak w teatrze a moja partnerka recytowała rolę. Problem, że ja nie
znałem swojej. Mężczyzna nałożył okulary, i przyjrzał mi się
badawczo. Popatrzył na nią i powiedział z naganą, która wydawała
się tylko kokieterią. Pani nieustannie mnoży przyjaciół.
uścisnął mi jednak serdecznie rękę i zaprosił do stołu. Helu
sąsiadka z nowym przyjacielem. Oby był równie sympatyczny jak
poprzedni, odparła kobieta. Przedstawienie więc trwało nadal.
Nagle przypomniałem sobie swoją rolę. Szarmancko podałem
gospodyni kwiaty, całując ją w dłoń, która pachniała ciastem i
ziołami. Rozpromieniła się i powiedziała. Muszę przyznać
sąsiadko, że wszyscy pani przyjaciele maja gust do kwiatów i znowu
taki ładny chłopiec. Nie czułem się w swojej 30-tce ładnym
chłopcem. Nie czułem się dobrze będąc jakimś kolejnym, który
wręczał kolejne kwiaty spadając zapewne z kolejnego nieba. Jak to
możliwe, że coś co było w najwyższym stopniu nienormalne ci
ludzie traktowali tak naturalnie. Zostały postawione dwa nowe
talerze i zaproszono nas do stołu. Kot na chwile podniósł głowę i
spojrzał mi w oczy. Miałem wrażenie, że uśmiechnął się.
Widziałem uśmiechające się persy, uśmiechnięte koty, należą do
rzadkości. Nie byłem głodny, ale zgromiony jej spojrzeniem,
wepchnąłem w siebie dwie kanapki. Potem wdałem się w polityczną
dyskusję z gospodarzem. Ach, ci mężczyźni. Oni zawsze się kłócą
o politykę. Uśmiechnęła się do niej staruszka, a ona właśnie
kopała mnie pod stołem, pewnie w intencji, abym miarkował swe
opinie. Wstałem, podziękowałem za kolację. Powiedziałem
stanowczo. Na mnie już czas. Byłem pewien, że pójdzie ze mną i
wyjaśnię do końca całe to szaleństwo. Nie zamierzała mi
towarzyszyć. W telewizji, zapowiedziano serial, który lubiła.
Poszedłem w stronę balkonu. Nie tędy, młody człowieku. Teraz
można drzwiami, wszyscy pana koledzy wychodzili drzwiami. Pouczyła
mnie gospodyni. Zamierzałem spojrzeć na moja ukochaną okiem
bazyliszka. Zapewne było to jedynie oko rannego jelenia. Uśmiechnęła
się tym samym niewinnym uśmiechem, który stał u źródeł naszej
znajomości. Wychodziłem odprowadzony przez całą trójkę, a nawet
przez kota, który zeskoczył ze stołu. Wygiął grzbiet i otarł
się o moja nogę. I nie do wiary. To mnie zabolało. Otworzyłem
drzwi, sprawdziłem czy są schody. Szedłem nimi nie zapalając
światła. Na wszelki wypadek, na jaki wszelki wypadek, jednak nie
wiedziałem. Nazajutrz, próbowałem do niej zadzwonić. Numer który
mi podała, był telefonem izby wytrzeźwień. Udało mi się odnaleźć
jej dom. Był wieczór, wilgotny i ponury. Stanąłem przed drzwiami,
z sercem w okropnym stanie, z nerwami jak struny harfy, w które
uderzył nagły deszcz. Słyszałem, że ktoś jest w środku. Nikt
jednak nie otwierał. Zacząłem walić pięścią w drzwi. Potem w
nie kopać. odpowiadały głucho, jak pusta skorupa.
Z książki "Balkon do nieba"
Z książki "Balkon do nieba"
czyli co? uciekla z kolejnym kolega przez okno?:))
OdpowiedzUsuńpamietam jak facet, nie tak znowu nowo poznany przez moja znajoma, byli ze soba jakies pol roku, zachwycal sie "niewinnoscia" swojej lubej na zdjeciu. Jak ta niewinnosc od niej bila to kurcze porazajace promienie gama, a to bylo zdjecie z jej pracy w agencji...one tam tak wszystkie "niewinnie" wyszly te laski.oczywiscie w zamierzeniach tej znajomej on mial nigdy sie nie dowiedziec gdzie ona "harowala":)))
To bylo niesamowicie zabawna dla mnie obserwacja...wszyscy wokol wiedzieli, ze nie taka ona niewinna, a on ...no coz klapy na oczach:)))
No cóż, jak widać pojedyncze zmysły zazwyczaj nas zawodzą, wręcz okłamują.
UsuńCzasami bywa to zabawne. Szczególnie kiedy poszukujący niewinności stara się tego dowieść w sposób empiryczny. Nie spotkałem się jednak by ktoś na podstawie zdjęcia ustalał niewinność :-)
taak,prawdziwe podniebne uniesienia,tylko upadek jest potem dośc...bolesny...:P
OdpowiedzUsuńwysportowana dziewczyna,w chodzeniu po dachach,oczywiście z kolejnymi "przyjaciółmi"...którzy zawsze widzieli w niej delikatne,niewinne stworzenie.Nikt nie zauważył jej dośc swobodnego zachowania,nie są faceci tak całkiem bez winy,bo czasem nie zastanawiają się głębiej,tylko korzystają z okazji...i tu jakby dwie strony są winne ,że potem jedno spada na ziemię...
Może to jednak kiedyś dośc tragicznie się skończyc,może dziewczę nie zdążyc z przyjacielem uciec przez okno,drzwi zostaną wyważone,a wtedy...ręka ,noga mózg na ścianie...:P
ku przestrodze Kacprze napisane...ku przestrodze...:P
pozdrawiam miło:)
Zgadza się Krakowianko. Tylko ja się cały czas zastanawiam, jak określa się "winę czy niewinność" na podstawie wyglądu. Idę z dziewczyną do łóżka na pierwszej randce i określam ją jako "niewinną" Jestem wyjątkowy, "niewinne" dziewczę zabrało mnie do nieba. Nauczył ją tego duch święty.
UsuńCzasami to co chcemy przyćmiewa nasze umysły i nie dostrzegamy faktów.
na pewno Kacprze tak,facet wyidealizował sobie tę istotkę,chciał byc ten jedyny,a tu ...zonk:P
Usuńżycie czasem bywa mniej okrutne,trudno tu uogólniac,czasem kolacja śniadaniem się kończy i znajomośc trwa,a czasem jest to tylko chwila...podniebnych uniesień,jak w tekście.
Niemniej jednak tu każde coś innego oczekiwało od siebie,na pewno ten facet już tak szybko nie uwierzy dziewczynom,bedzie miał uraz,bo oczekiwał,ze będzie kimś ważnym dla tej...z opowiadania.Może to będzie też i dobra nauka ,nic nie dzieje się z przypadku...:)
Kiedy już dorośnie, to zrozumie i tę przygodę będzie miło wspominał :-)
UsuńUf, na szczęście fragment powieści, a nie Twoje doświadczenia. Swoją drogą niewiniątko jak ta lala ;-)) Pozdrawiam i obyś takich niewinnych panienek nie napotkał na swojej drodze!!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że zastanawiałem się co bym sam zrobił, gdybym sam się znalazł na miejscu tego bohatera. Jak siebie znam to przygotowałbym raczej równie finezyjną zabawę. Zwykle tak robiłem, uważałem, że najlepszym nauczycielem jest dać odczuć komuś jego postępowanie. Oczywiście jeśli to było by możliwe. Na poziomie, do którego można się zniżyć.
UsuńWszystko ładnie, wszystko pięknie. Tylko nie rozumiem przynajmniej dwóch rzeczy.
OdpowiedzUsuńAlbo trzech. No, może czterech-;))
Zaskakuje mnie ten męski punkt widzenia (1), jeszcze bardziej obruszenie wyżej podpisanych pań (2), próba deprecjacji wartości owego dziewczęcia poprzez ruskie pierogi (3) oraz wydźwięk tej umoralniającej opowiastki (4).
O ile nad trzema punktami nie będę się rozwodzić, każdy ma swój gust, kanon zachowań moralnych, dla każdego inny etos i etyka... ale skoro już o tym mowa, to zabieg odżegnywania jej od czci i wiary poprzez kulinarne preferencje jest... niecacy-;))
Mężczyzna zamawiający kaszankę, golonkę i zażłopujący ją piwem nikogo nie zrazi. Wg autora poziom wrażliwości mierzy się restauracyjnym zamówieniem. Idąc dalej tym tokiem rozumowania, gdyby dziewczę zamówiło słowicze języki w sosie szafranowym, popiło je przynajmniej taittingerem, wyniosłoby ja to na wyżyny subtelności!
Ubawiłam się-;))
Pozdrawiam, M.
A mnie zastanawia jedno...twoja interpretacja: "obruszenie wyzej podpisanych pan" . Nie kumam. Jakie obruszenie???? Jak to wyczytalas? dar jasnowidzenia posiadasz, czy jak? Mowie za siebie...sie ubawilam sytuacja. Ale w sumie tragi- komiczna to sytuacja...
UsuńPozdrp...
A co, jakiś facet chciałby niby takie dziewczę (czekając na wielką miłość) spotkać?! To gratuluję pojęcia o męskiej wrażliwości! Faceci, zdziwię Cię, też mają uczucia i raczej nie lubią być traktowani przedmiotowo, chyba, że celowo szukają łatwych kobiet, ale wtedy nie mówimy o uczuciach, tylko o zaspokojeniu jakichś tam chuci! No i w moim komentarzu akurat nic o ruskich pierogach nie było...
UsuńAniu--> Jak napisałam wyżej, nie ma potrzeby wdawać się w polemiki. Etos, etyka... itp.
OdpowiedzUsuńZadzwiłyście mnie reakcją, choćby dlatego, iż gdyby antybohaterem był tu osobnik płci męskiej, najpierw odżegnany byłby od czci i wiary, później towarzystwo przeszłoby na tym do porządku dziennego. Podobne ekscesy w wykonaniu płci, skądinąd pięknej, piętnowane są do imentu! W imię czego? Bo, nie rozumiem?-;)
Nie było tu żadnych deklaracji, ot - jak można odczytać, zdaje się - internetowa znajomość, pełna niewiadoma.
Obydwoje dostali to, czego chcieli. Ona - spełnienie, facet - odrobinę dreszczyku.
Autor od początku zaszczepia czytelnikowi ułomność panny; bohater wyłapuje mrowie dysonansów, zgrzytów, rzutujących na ewentualną przyszłość związku. A pośród tego wszystkiego świetny seks, odrobina emocji, dreszczyk i urażona męska duma, bo, o uczuciach nie ma tu mowy. Nie ma się czym ekscytować, po prostu-;)
A, dziewczynie gratuluję podejścia, którego, poprzez pryzmat stereotypów i hipokryzji, brak rodzajowi żeńskiemu.
Pozdrawiam-;))
Trutniowa --> bez komentarza. Najpierw czytaj, co piszą, potem się zaperzaj. Luzik, nie?:P
M.
Luzik! Swoją radę zastosuj do siebie i staraj się czytać tekst ze zrozumieniem, bo widzę, że z tym u ciebie słabo ;-)
OdpowiedzUsuńLuzik, zwłaszcza jak na dwa zwoje, cytujące wątek pierogowy. To faktycznie wzór czytania ze zrozumieniem! Fakt, słaba jestem. Ilekroć czytam, całkiem niechcący, Twój tekst, słabo mi jeszcze bardziej-;))
UsuńGorące pozdrowienia-;)) Hot, hot-;))
M.
Witaj, dzisiaj wpadłam się tylko przywitać. Widzę, że razem wracamy ponownie do blogowania. U Ciebie nawet przeprowadzka była ;-) Ja też więcej piszę na moim drugim blogu http://domek-z-kominkiem.blogspot.com, nie wiem czy wrócę na onet... ale jakoś trudno mi się z nim rozstać... pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo to mamy podobny dylemat, bo wiele fajnych chwil na poprzednim blogu przeżyłem. Mam jednak problem by go opanować. A ustawienie według poprzedniego wzoru wydaje się niemożliwe.
UsuńTutaj na razie odkryłem dużo większe możliwości.
Wiesz co zachwyca ? Metafora gładkiej koszuli ( jak tu niewinność mieć, czyli przełamać wewnętrzny opór wobec winnej - niewinności :) i ta wędrówka po dachach - cudo ! Świetna para staruszków - jakby duchem z kabaretu Przybory i Wasowskiego, BTW ... współcześni staruszkowie to generacja dzieci - kwiatów, zapewne w realu takiego kontrastu nie znalazłbyś. :)
OdpowiedzUsuńNo i urzeka - melodia architektury.
Z liliami - przegięcie, zbyt nachalny symbol :)
Dziewczyna zaciera ślady, sprząta, aby pokój był dla kolejnego kochanka, gdy go przyprowadzi - ona jest symbolem wysublimowanego erotyzmu - czystej namiętności. I jeszcze dba ( opuszczanie pokoju ), aby poprzednika za mocno nie zabolało, prawda ?
Erotyzm bez zobowiązań. I bidula nawet nie obciąża ich kosztami czynszu pokoiku. Jak jej nie kochać ? ;)
Zgadza się Ewo. Takiej przygody niedoszły kochanek nie zapomni do końca życia. Nawet kiedy zachoruje na Alzheimera. Byłem urzeczony. Wprawdzie potem przyszła pewna refleksja, to jednak nie zmieniło mojego pierwszego wrażenia:-) Muszę poszukać w moim rodzinnym, czy moich znajomych archiwum niema równie sympatycznej anegdotki;-)
UsuńSzukaj, szukaj ... i się podziel :D
OdpowiedzUsuńBardzo sympatycznie opowiadanko, nie wchodzę w proporcje między fikcją a wspomnieniem :), ale na pewno warto było uciekać po dachach i ... nie filozofować, doznawać.
Jest w Twej opowiastce i piękno, i deszczyk emocji, muśnięcie erotyką i czarem dawnych lat.
Masz talent - dobrze że Cię znalazłam. :)
Fajnie by było, jednak opowiadanko nie jest moje.
OdpowiedzUsuńNiestety autora nie zapisałem.
Tym niemniej dziękuję.
Z przyjemnością poznam również Twoją rezydencję:-)
Oj, totalny brak umiejętności czytania ze zrozumieniem, ale ze mnie głąb :)
UsuńKloszardem jestem w tej przestrzeni, pukam do różnych drzwi i zawsze coś zyskuję. Czasami adres jest tak ciekawy, że zostaję na dłużej. :)
Eeee, nie wyrzucaj sobie. Każdego to z nas czasami dotyka.
UsuńKażdy, prawie też z nas terminował mieszkając "pod mostem". Minie dopiero po pół roku przyszła ochota na urządzenie własnej siedziby. To było jednak tak dawno, że już niemal zapomniałem. Tutaj to na razie zastanawiam się nad kierunkiem. Ponieważ sporo ostatnio czytałem, wrzucam czasami teksty, które mi się podobały.
Skopiowałeś ten tekst Kacprze, czy napisałeś w oparciu o czyjąś fabułę ( zasłyszaną, przeczytaną ) ?
UsuńU mnie to sieciowy " kloszardyzm " już mega wiekowy, beztroska bezdomność, wolność we włóczęgostwie z wyboru. :D
Co prawda czasami dopada chęć " udomowienia " , ale jednoczesna obawa przed obojętnością ( zero wejść i komentów ) absolutnie likwiduje ją w zarodku. :P
Komentator nieublogowiony jest mało wiarygodny, nieweryfikowalny, ale ma jedną potężną zaletę, nie trzeba mu się rewanżować rewizytą, prawda ? :D
No i ten jak piszesz - kierunek, tyle rzeczy mnie zajmuje, jak wybrać profil tematyczny ?
Robiłem sobie kiedyś takie ćwiczenia, że jak mi sie jakiś tekst podobał to po przebudzeniu przypominałem sobie i pisałem. Mam ich sporo. Czasami od kogoś usłyszę ciekawą historię, też ją zapisuję. Tu pod moim nikiem jest etykieta książka, więc raczej tekst jest przepisany. Ebooków raczej nie czytam.
UsuńZ tymi blogami to trochę jak z gierkami dla dzieci, pokonuje sie poszczególne poziomy i każdy następny jest trudniejszy. O komentujących nie martwiłbym się, szczególnie kiedy samemu się odwiedza innych. Kiedyś miałem tak, że musiałem zmniejszać ilość, bo brakowało mi czasu na odpowiadanie, bo doszły mi inne zajęcia. Teraz widzę, że wielu wtedy piszących wykruszyło się z blogów. Przeszli na inne formy komunikowania się i tu mogę albo poznawać nowych, albo spokojnie dostosowywać blog do czasu jaki będę mu chciał poświęcić:-)
Co do formy, sam jej na razie nie mam. Tą stronkę założyłem bo chciałem swobodnie wchodzić na blogera. Każdy tu miał trochę inne ustawienia. Kiedy na Onecie popsuło się to powoli zaczynam tutaj coś skrobać.
Cóż, chyba po prostu chciałabym, że tekst był Twój. Masz ich sporo, więc może ... czekam na nie - informuję dla jasności dyskursu. :)
UsuńBlogowanie, to nie w tym leży sedno, że odwiedzać będą, bo ja ich odwiedzam.
To trochę ... upokarzające :)
Jesteś nietzscheanistą ?
Czas, fakt to ważny determinant, ale jak wiemy - względny jest, Einstein dał teorię, która to potwierdza. Dylatacja mówi, że jak mega przyspieszymy - zyskamy lata. :)
Onet idzie z duchem czasu, czyli komercją dobrowolnego poddaństwa wybranym gotowcom. Wszyscy jesteśmy podłączani pod marketing, ten motor kapitalizmu, ponowoczesności, gdzie miliony o tej samej godzinie zasiadają przed telewizorem, aby dać się ' kształtować '.
Na szczęście w sieci można znaleźć peryferia wolności. No i można pisać samemu. To co się chce, jak się chce, nawet nie myśląc o potencjalnym targecie.
Indywiduacji nam trza - jak powietrza.
Skrobnij, skrobnij proszę.
Nigdy w taki sposób nie patrzyłem, że ja coś muszę by mnie odwiedzano. Wchodzę tam gdzie lubię, odzywam się kiedy chcę. Na kilku portalach mam sporą grupę znajomych. Kiedy wchodzę na komputer zawsze jest z kim pogadać. Znajdę coś co mi się spodoba. Zostawię komentarz, czy znajdę komentarz pod swoimi wpisami.
UsuńJeśli tutaj pod notką nic się nie pokaże, (jeszcze tak się nie zdarzyło:-) to za kilka dni zostawię następną.
Telewizja? hmmm, kilka lat temu zepsuł mi się telewizor. Stwierdziłem, że wcale mi go nie brakuje, przez 3 lata nie oglądałem. Naprawiłem go ostatnio na olimpiadę, niewiele go oglądam. Wolę coś poczytać, chociaż czasami wydaje mi się, że przechodzę etapy np. telewizja, książka, komputer, fotografia, itd.
Jak widzisz komputeryzacja czasami nas obnaża:-)
Takie podejście świadczy o poczuciu swej wartości.To dobrze. Nie każdemu dane. :)
UsuńCzas wolniej upływa bez telewizora, bez komputera. Wyższość tego drugiego polega na możliwości kontaktu w sieci i współtworzenia jej, choćby poprzez blogowanie. Oczywiście bardzo istotną rzeczą jest samodzielne szukanie danych.
Każdy tekst ' obnaża ', ale przecież chcemy żeby nas poznawano. :)
Poczucie wartości to raczej sami wypracowujemy, zmieniamy we własnej mentalności.
UsuńGdybym nie miał telewizora czy kompa miałbym co robić. U mnie raczej problemem jest znalezienie czasu na wyznaczone sobie zadania. Zauważyłem tylko, że szukając w komputerze jestem szybciej i jakby bardziej obiektywnie poinformowany.
Nie sądzę, chyba że na narcyzm ciężki zapadamy. Trzeba jednak zobaczyć choćby ślad obiektywnej oceny naszej wartości.
UsuńW sieci szybko można znaleźć prawie wszystko, niemniej żadna to wyrocznia, w Wiki już parę razy znalazłam nader subiektywne, nie poparte weryfikacją materiały.
To że SAM wyznaczasz sobie zadania - budzi moją zazdrość. U mnie to pół na pół.
Przy odpowiedniej dozie pokory narcyzm nam nie grozi.
UsuńA tu się zgadzam wiadomości w sieci to nie wyrocznia, często też bywają tendencyjne czy podawane w taki sposób by coś na informacji wygrać. Niemnie jednak dają dużo większe możliwości szerszego spojrzenia na sprawę niż wiadomości np. telewizyjne czy radiowe.
W Wikipedii też nalazłem już błędy. Kiedyś nawet dotyczące swojej miejscowości a mieszkam w takim miejscu gdzie Czeska granica przebiega od zachodu i północy. Mylnie pisało od zachodu i południa:-)
Trudno o pokorę w sieci, prawda ? Anonimowość - no tak rozzuchwala, ' zabezpiecza ' ... i tworzy fałszywy obraz samego siebie.
UsuńZdecydowanie jesteśmy życzliwsi dla bliźnich w realu.
To racja, możliwości większe i czas się liczy.
Aż spojrzę na mapę, pewnie śliczne miejsce - daleko mieszkasz ode mnie :).
Sorry, że tak późno odpisuję, nie zauważyłam Twojej odpowiedzi.
Myślę, że to zależy jaką się ma wyobraźnię, bo wiele można się nauczyć jeśli się chce. Anonimowość jest dosyć iluzoryczna. Każdy pisząc podaje jakieś wiadomości o sobie. Czasami niewiele potrzeba by zostać odkrytym. Kiedyś znając imię , zawód i miasto znalazłem osobę. Faktem tu było, że imię było dosyć oryginalne.
UsuńPo adresie IP też można znaleźć, bo zwykle do adresu jest przypisany dostawca internetu.
Mnie też ostatnio nie było, potem miałem jakąś awarię w internecie i też nie mogłem pisać. Na dobrą sprawę dopiero dzisiaj mam połączenie z siecią oby nie było znowu problemów.
Masz rację, pokora i narcyzm nie zależą od miejsca wypowiadania się a osobowości, w tym mądrości.
UsuńAnonimowość, wiem że można, ale to trudzenie się musi mieć motywację. Zazwyczaj nie pali się nam do praktyki Sherlocka Holmesa. :)
Sieć bywa dziurawa, znam to, trochę denerwujące. Stopień poirytowania określa nasze uzależnienie od Sieci, prawda ?
Jakoś mnie nie porwało to opowiadanie /wbrew tytułowi/.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie zbyt mało realne, akcja też jakaś taka szarpana, brakuje płynności narracji, ale może nie o to w tym wypadku chodziło, tylko o kontekst... ale o to musiałbym już Autora zapytać, o co tutaj chodzi w gruncie rzeczy.
Pozdrawiam.
Smurffie, to ja Ciebie wprowadzam do Raju, a Ty wzorem Ferdka Kiepskiego mówisz: "Baba jak baba, co w tym dziwnego"?
UsuńPodejdź do sprawy wszystkimi zmysłami, jeden Cię okłamuje:-)
Kontekst ? Trochę ... intelekt kontra ciepły erotyzm.:)
OdpowiedzUsuń-----------
Jest tak , że każdy utwór znajdzie swojego czytelnika, zawsze jest ktoś, do kogo się trafi.
No właśnie. Dzięki.
OdpowiedzUsuń